Strony

środa, 20 czerwca 2018

Jak szybko zakochać się w elfie? | Sztylet ślubny, Aleksandra Ruda


Czołem Borowiczki!
Pamiętacie moją arcynegatywną recenzję Fandomu? Pora na przywrócenie równowagi na tym blogu – dziś będę się (troszku) zachwycać. Ale tak wiecie, w granicach przyzwoitości ;). Czym? Cudownym, pełnym humoru Sztyletem ślubnym autorstwa Aleksandry Rudej.



Mila wraz z towarzyszami podróży liże rany po potyczce, jaką zakończył się Sztylet rodowy. Sytuacja nie jest różowa, a kolejne problemy garną się do nich z każdej strony. Królewskie głosy wpadają w kolejne tarapaty, na jaw wychodzą co raz to nowsze i bardziej zaskakujące sekrety bohaterów, a w królestwie aż wrze od łaknących wojny Władców dominiów. Czy Jaromir odnajdzie swoją niepokorną narzeczoną? Jak potoczą się losy królestwa? Czy Dranisz zdobędzie serce Mili? Jaki sekret skrywa dziewczyna? A przede wszystkim: czy tej bandzie osobliwości uda się dożyć do końca książki? Pytania się mnożą, a Aleksandra Ruda powolutku udziela na nie odpowiedzi w Sztylecie ślubnym ;)


Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii o pierwszym tomie, to KLIKNIJCIETU ;)


O ile w Sztylecie rodowym z początku miałam problem z polubieniem bohaterów i wkręceniem się w tę historię, tak tutaj książka porwała mnie od pierwszego zdania (…bo to była wypowiedź Daezaela XD <3). Aleksandra Ruda od progu wrzuca czytelnika w wartki bieg wydarzeń i nie pozwala na ziewanie nad powieścią. Nawet nie zauważyłam, kiedy zleciało pierwsze sto stron. Tę historię po prostu się chłonie i to z największą przyjemnością. Niesamowity humor nie odstępuje nas ani na sekundę. Ja osobiście niejednokrotnie chichrałam się na głos <3.

Jedyny zgrzyt wystąpił u mnie gdzieś w okolicach trzysetnej strony – tam po prostu akcja niespodziewanie troszkę zwolniła (i chwilę nie było Daeazela), więc przeżyłam lekki szok, bo już przyzwyczaiłam się do tego, że bohaterowie ciągle mają kłopoty i muszą z nimi walczyć, a tu nagle… chwila oddechu. Szok i niedowierzanie xD. Ale spokojnie, bo „spokojnie” było tylko przez moment, po rozdziale czy dwóch akcja znów ruszyła z kopyta i stan ten utrzymał się aż do samego końca.

Nawiasem mówiąc zakończenie było okropne. Jestem na nie obrażona. Spodziewałam się wielu rzeczy, przewidywałam sobie jakiś słodko-maślany happy end, a nie takie nieoczekiwane coś. Obecnie cierpię na niemożność podjęcia się czytania czegokolwiek innego, a wszystko to przez finał Sztyletu ślubnego. Chyba nie muszę dodawać nic więcej, prawda?



W recenzji pierwszego tomu mówiłam wam, że wątek romantyczny nie przyćmiewa całej historii, że jest w nią subtelnie wplatany. Cóż, tutaj sprawa ma się z goła odmiennie: to właśnie cały ten galimatias związany z poszukiwaniem narzeczonej Wilka oraz wszelkie miłosne historie z przeszłości Mili napędzają akcję i są przyczyną nieoczekiwanych komplikacji. Mi to w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało – nareszcie miałam okazję nacieszyć się postacią Jaromira (ale o tym za moment) oraz dowiedzieć się więcej o głównej bohaterce. I tak jak przewidywałam, w książce pojawił się romans (chociaż nie wiem, czy to można nazwać romansem w tradycyjnym znaczeniu tego słowa…), który wyczuwałam już w Sztylecie rodowym. Nie powiem wam kto do kogo poczuje miętę, ale zdradzę, że ta relacja będzie niestandardowa, mile odmienna od miłostek, które znamy z zwykłych romansideł. Ja nie mogłam się doczekać kolejnych scen z dwójką nie-zakochańców. Poważnie. Właściwie to właśnie ze względu na tę relację (i Daeazela… xD) jestem tak bardzo ciekawa zakończenia tej historii.


Skoro już jesteśmy przy bohaterach, to może pokrótce wam o nich opowiem, bo uważam, że to właśnie oni są tym, co „robi” tę książkę. Różnorodność charakterów i konsekwencja w ich kreacji to coś, za co autorce należą się gromkie brawa!

Mila, czyli główna bohaterka nareszcie (prawie) przestała mnie drażnić. Skończyło się wieszanie firanek w furgonie i dekorowanie go dzierganymi serwetkami, a zaczęło siekanie wilkołaków w bitewnym szale i rozwalanie różnych rzeczy magiczną mocą. Zdecydowanie bardziej lubię Milę z drugiego tomu! Tutaj jest ona harda, bystra i pyskata, pokazuje pazur, ale nie jest to nienaturalne – po prostu nie mogę zdradzić wam skąd u głównej bohaterki taka nagła zmiana. Jedyne, co mam jej do zarzucenia, to emocjonalny chaos, który często wprowadzała do książki. Ilość jej byłych i obecnych, a także bliskich przyjaciół płci brzydszej zadziwia, a Mila sama  nie wie co z tym fantem począć. Raz stwierdza, że kocha faceta X, po chwili zmienia zdanie, bo jednak z typkiem Y było jej kiedyś lepiej, a tak w ogóle to jest jeszcze Dranisz, który byłby takim dobrym i czułym mężem, gdyby tylko trollem nie był… strasznie to pogmatwane. Ale tak poza tym, to metamorfozę dziewczyny liczę jak najbardziej na plus ;).

Najlepszym, najciekawszym, najśmieszniejszym, no i generalnie NAJ(tu wstawcie sobie jakiś przychylny przymiotnik) bohaterem jest niezaprzeczalnie Daezael. Borze szumiący, takiej wrednej postaci świat nie widział. Umierałam ze śmiechu czytając rozmowy uzdrowiciela z Milą. Daezael nieodmiennie jest niepoprawny, do bólu sarkastyczny (ale w ten dobry, smaczny sposób <3), bezczelny, wygadany, a do tego wszystkiego pomimo ciągłych przytyków i dogryzania swoim przyjaciołom dba o ich i raz za razem ratuje im życie i nooo… psia mać, nie będę stawiać mu tu laurki, bo nie mam słów, które wyraziłyby moją miłość do tego emo-elfa.

Dalej mamy Dranisza i tu nie będę się rozpisywać – troll jest po prostu najbardziej szarmanckim, troskliwym i wyrozumiałym bohaterem w tej książki. Ruda złamała wszelkie stereotypy związane z trollami przy kreacji tej postaci, a ja oddałabym wiele za takiego przyjaciela. Pokochacie Dranisza, mówię wam.

Jest jeszcze Jaromir Wilk, czyli kapitan całej grupy i jejku, fascynuje mnie on. Autorka kreuje go na oziębłego, sztywnego i poważnego arystokratę, który ma jeden cel i dąży do niego po trupach… a jednak ja nadal czekam na to, aż Jarek zrzuci tę poważną maskę i pokaże, że ma serce. Chociaż nie jestem pewna, czy je ma… ale chyba powinien mieć, inaczej by tak często nie krwawił w Sztylecie ślubnym ;). Wilk jest jakiś taki… magnetyzujący. Nie potrafię wam tego wyjaśnić, ale czytając po prostu łaknęłam rozdziałów z jego udziałem prawie tak bardzo, jak tych z Daeazelem… a to mówi samo za siebie.

Na koniec zostawiłam Tysę i Percivala, czyli kolejno służącą Jaromira oraz krasnoluda, który jest członkiem zespołu. Czemu zostawiłam ich na koniec? Bo w sumie najchętniej uśmierciłabym ich jeszcze w pierwszym tomie. Właściwie odniosła wrażenie, że Aleksandra Ruda sama żałuje wplecenia tych postaci w fabułę, bo o ile w Sztylecie Rodowym pojawiali się dość często, tak tutaj czasami nawet o nich zapominałam. Persik był skończoną łajzą i mięczakiem, który  byłby gotów poświęcić towarzyszy, byle tylko ocalić własne dupsko. Szczerze mówiąc aż mną siepało kiedy czytałam jego pomysły na wyjście z tarapatów. Z kolei Tysa była tak ślepo wpatrzona w Jaromira, że aż mnie mdliło. Chłop ją pomiatał i otwarcie nią gardził, a ta miała to w nosie i była gotowa wejść mu w tyłek bez mydła, byle tylko zasłużyć na pochwałę. No jak dla mnie to to już zakrawa pod jakąś chorobę psychiczną, nie sądzicie?

Jednak pomimo ostatniej dwójki, o której wam opowiedziałam uważam, że bohaterowie Sztyletu ślubnego są fenomenalni. Oprócz wspomnianych postaci pojawia się masa innych, a każda od razu zapada nam w pamięć i odróżnia się od pozostałych. Nie sposób się w tym pogubić, a dodatkowo ciągle możemy liczyć na to, że coś nas zaskoczy… bo nigdy nie wiadomo jaką nową postać postawi nam na drodze autorka ;).



Mam dwa małe zarzuty do tej historii.

Po pierwsze: nie wyobrażacie sobie jak często bohaterowie książki stają na granicy śmierci. Mila umiera w tej historii z dziesięć razy, Daezael zawsze jej mówi, że jak rzuci jeszcze jedno zaklęcie, to jak nic będzie wąchać kwiatki od dołu i ziomkować się z robalami… a jednak dziewczyna chwilę później ponownie używa magii albo ewentualnie z kimś/czymś walczy… i jakoś jej się nie umiera. To samo tyczy się pozostałych bohaterów. I w sumie nie wiem, czy to elf był aż takim świetnym medykiem, czy jak… troszkę mnie to irytowało, no bo jednak ludzie nie są nieśmiertelni i fajnie byłoby, gdyby Aleksandra Ruda o tym pamiętała. Jednak z drugiej strony w Sztylecie ślubnym działa wyższa magia, która zwiększa siłę niektórych bohaterów (wybaczcie, nie mogę zdradzić wam nic więcej), więc może i ta „nieśmiertelność” jest w jakimś stopniu uzasadniona, sama nie wiem…

Nie rozumiem też czemu bohaterowie raz są ze sobą na „ty”, a chwilę później posługują się oficjalnymi tytułami, pełnymi imionami i tak dalej. Okej, jeśli akurat wpadną w zasadzkę i sytuacja jest nerwowa, to rozumiem – można się zapomnieć i krzyknąć do kogoś po imieniu, bez bawienia się w Pana/Panią. Ale tutaj na przestrzeni jednego dialogu Mila potrafi mówić do Jaromira per „ty”, kapitanie, Jarku, Jaromirze… to drażni. Mogliby się zdecydować na jakim stopniu zażyłości są i się go trzymać.



Reasumując, Sztylet ślubny ma kilka wad, ale są one mikroskopijnymi ryskami na ogromnej tafli szkła. Aleksandra Ruda po raz kolejny zdobyła moje serducho dzięki humorowi i historii, od której nie sposób się oderwać (i Daezaelowi xD). Gorąco polecam wam Sztylet ślubny! Jeśli tylko lubicie lekkie fantasy, to śmiało możecie brać się za historię Mili Kotowienko ;).


Pora na Was! Macie ochotę na tę książkę? A może już ją czytaliście? Jak wrażenia? :D


Buziaki!
Ula ;*


Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc ;)


Tytuł oryginalny: Родовой кинжал
Cykl: Sztylet rodowy (tom 2)
Tłumaczenie: Ewa Białołęcka
Ilość stron: 448
Data premiery: 28.03.2018
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc



PS. Nie umiałam zdecydować się na 2 czy trzy cytaty :(. I tu pojawia się moje pytanie: czy chcielibyście zobaczyć post składający się z takich najciekawszych cytatów z Sztyletu ślubnego? Ogarnęłabym to jakoś ładnie, a wy moglibyście poczuć namiastkę tej świetnej książki. Dajcie mi znać w komentarzach ;)

3 komentarze:

  1. Nie mam tej książki w planach. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że ta książka ma wszystko to co lubię. Więc sama nie wiem, czemu nie ciągnie mnie za bardzo do niej. Może kiedyś mi się odmieni. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dajesz ten post z cytatami, mała :D Wygląda mi na to, że Ruda będzie równie dobrą autorką, co Gromyko, więc już zacieram łapki, żeby to przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)