Jejku, jakie to było przyjemne! Nie chcę przedłużać (nawiasem mówiąc zamierzam jakoś opanować
moje rozgadane recenzje i nauczyć się pisać krócej, ale równie dobrze –
trzymajcie kciuki!), więc zapraszam was na recenzję powieści autorstwa Dany Reinhard – Powiedz wreszcie prawdę
<3
River ma siedemnaście lat i jest
po uszy zakochany w swojej dziewczynie – Penny. Kiedy ta zrywa z nim na środku
jeziora, chłopak nie wie jak ma dalej żyć. Wracając pieszo do domu w oczy rzuca
mu się wyblakły czarny napis na białej markizie wołający do niego „DRUGA
SZANSA”. Wiedziony dziwnym przeczuciem chłopak trafia na spotkanie grupy
wsparcia… i wplątuje się w beznadziejnie zagmatwaną sieć kłamstw i kłamstewek.
Ale, jak wiadomo, kłamstwo ma krótkie nogi. Jak długo Riverowi uda się żyć w
kłamstwie? Kiedy w końcu potknie się o wymyśloną przez siebie historię o
uzależnieniu i jak bardzo bolesny będzie ten upadek? Dana Reinhard zdradza
odpowiedzi na te pytania w tej cieniutkiej czerwonej książce, którą widzicie u
góry na zdjęciu ;)
Reinhardt ma piekielnie przyjemny sposób opowiadania historii. Od pierwszych stron jest ciekawie, jest
zabawnie, ale nie komicznie, jest jakoś tak, że czytając tę książkę nie
potrzebujemy chwili na to, aby się w nią wgryzać, oswajać się z nowym autorem,
z nowym klimatem. Już na wstępie zostajemy kupieni, a z upływem stron robi
się tylko lepiej i lepiej. Z buta wjeżdżamy w sypiące się na naszych oczach
życie Rivera Deana, potem płynnie wchodzimy z nim na spotkanie Drugiej szansy, dalej lecimy z kwiatami
i zupą odzyskiwać serce Penny, i tak dalej, i tak dalej… Ani przez chwilę nie czujemy nudy, nie mamy ochoty odkładać tej
niepozornej, zaledwie 237 stronicowej książki!
Mi osobiście bardzo podobały
się retrospekcje pojawiające się licznie w Powiedz
wreszcie prawdę. To dziwne, bo zwykle czuję potrzebę wyraźnego
oddzielania takich skoków w czasie od akcji toczącej się na bieżąco, a tu tego
nie było. River, który jest narratorem w
książce, niespodziewanie opowiadał mi historie z jego dzieciństwa, a ja przez
to płynęłam i ani na chwile nie zagubiłam się w tym co było kiedy, co przed, a
co po czym. Każda z tych małych podróży w czasie coś wnosiła, coś mi dawała
i pozwalała okrywać następne i kolejne historie z życia Rivera – co jedną to
lepszą i ciekawszą ;)
Kolejnym niezaprzeczalnym atutem tej książki jest przewaga dialogów nad opisami, dzięki której czyta się to jeszcze
szybciej i nie ma mowy o nudzie.
Reinhardt wplata we wszystkie rozmowy masę takiego naturalnego, lekkiego humoru (co ogromnie mi się podobało!), ale
nie tylko. Oprócz tego bardzo często
przemyca w dialogach różne przemyślenia i rady dotyczące życia. Nie jest to
mocno odkrywcze, nie ma tu pięknych słówek i barwnych metafor. Wszystko jest nam podawane w sposób prosty,
ale nie prostacki. To nie jest ta prostota, która sprawia, że czytelnik
czuje się potraktowany jak skończony kretyn. To jest taka prostota, która robi nam w głowie takie „Ej, to są zwykli
ludzie! Tacy jak ja!” i daje nam poczucie, że moglibyśmy spokojnie być częścią
historii kreowanej przez autorkę. Poważnie, z tej książki bucha normalnością… i
mnie to kupuje ;)
Rzadko spotyka się
młodzieżówki, których głównym bohaterem jest chłopak. Chodzi mi tu
oczywiście o te „romansiaste” młodzieżówki, nie te „mocno-fantasy” ;). To chyba
wyróżnia Powiedz wreszcie prawdę
spośród innych tego typu powieści. River
Dean, chłopak bez prawa jazdy, stał się właśnie jednym z moich ulubionych
męskich postaci. Absolutnie nie nadaje się on na książkowego męża – żaden z
niego macho, Bad boy, czy inny Casanova. River jest nastolatkiem, który
wszystko robi całym sobą. Jestem oczarowana jego kreacją, tym jak bardzo jest
on uroczy, niezaradny i gapowaty. Kurczę,
Reinhardt dopracowała tę postać w najdrobniejszych detalach i przez całą
książkę konsekwentne trzymała się tego, jakim człowiekiem miał być River.
Obserwowanie przemiany, jaka zachodzi w tym chłopaku na stronach książki to
prawdziwa gratka. To jest takie przyjemnie stopniowe, dawkowane
odpowiednio, poprowadzone bardzo sensownie i z pomyślunkiem. Zwykle nie ufam blurbom z okładek, ale tym
razem E. Lockhart ma absolutną racje mówiąc, że zakochamy się w Riverze Deanie pomimo tego, że jest kłamcą, stal kerem, nie
umie tańczyć i nie ma prawa jazdy. Bo przede wszystkim jest zabawny i
prawdziwy.
Co do pozostałych postaci, to mam tylko jedno małe ale. W
powieści pojawiają się czterej
przyjaciele Rivera – dwóch zna od bardzo dawna, a dwóch poznał na potkaniu Drugiej szansy. Miałam problem z rozróżnieniem tej czwórki i nigdy nie wiedziałam który
to który. Ale to jest tak nieistotny detal (bo chłopcy pojawiali się
rzadko), że mogłabym spokojnie o tym nie wspominać. Wspominam jednak, bo
podobno recenzja bez wymienionych wad jest nic nie warta… a to chyba jedyna
„wada”, jaką dostrzegam. Pozostałe
postaci uważam za wykreowane ze starannością, wyczuciem i – ponownie-
konsekwencją. Siostra Rivera była uroczym aniołkiem od początku, do końca.
Jego mama kojarzyła mi się z taką typową mamą kochającą swojego syna, ojczym
Rivera był inteligentnym, dobrym mężczyzną. Jeśli chodzi o książkowe
dziewczyny, to Reinhardt skutecznie obrzydziła mi postać Penny, a Daphne, czyli dziewczynę, która nauczy
Rivera korzystania z autobusów, obdarowała cechami charakteru jakoś tak mi
bliskimi, że nie byłam w stanie jej nie polubić. Brawo!
Ta książka jest króciutka, co ciągle podkreślam. Ostatnio siedzę w
samych cegiełkach przekraczających 400 stron, a tu nagle trafiła mi się taka
chudzinka. Powiem wam, że obawiałam się,
że przez tę jej krótkość autorka nie zdąży dać mi niczego ponad prostą historie
o chłopaku bez prawa jazdy, za to ze złamanym sercem. Matko, jak ja się
myliłam! W Powiedz wreszcie prawdę
poruszane są kwestie siły prawdziwej przyjaźni, zaniedbywania
bliskich z powodu miłości, a także samej miłości i tego, kiedy jest ona
prawdziwą, a kiedy tylko złudną emocją. Oprócz tego na spotkaniach Drugiej szansy poznajemy narkomanów, kleptomanów i bulimików. W prawdzie wątki te
nie są mocno rozbudowane, może z wyjątkiem kleptomanii, której mamy okazje
przyjrzeć się bliżej. Jest tu również wątek mówiący o tym jaki wpływ na
psychikę i charakter człowieka mają rodzice i to, co robią (lub czego nie
robią) dla nas, kiedy jesteśmy mali. Masa
tego jest, a przecież wydawać by się mogło, że tu się tyle nie pomieści. Nic z
tych rzeczy. Mieści się wszystko, a na domiar… na domiar dobrego nie jest to
ciężkie i toporne ani przez ułamek sekundy.
No, to się nachwaliłam xD Oczywiście polecam wam tę pełną uroku i
humoru książkę. Przekonajcie się jak krótkie nogi miało kłamstwo Rivera,
warto ;) Nie chcę mówić nic więcej, bo dostaniecie cukrzycy. Cukrzyca nie jest
fajna :’(.
Skusicie się? A może już znacie
historię siedemnastolatka bez prawa jazdy? A tak w ogóle… udało mi się to
krótsze pisanie jakoś? XD
Buziory ozory!
Ula ;*
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Jaguar ;)
Może kiedyś przeczytam tę książkę, ale na chwilę obecną za dużo innych czeka na swoją kolej. :)
OdpowiedzUsuńMiałam propozycję zrecenzowania tej książki, ale jakoś mnie nie zaciekawiła. To niestety nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Zastanawiałam się nad tą książką, ale chyba jest trochę zbyt młodzieżowa jak dla mnie ;) Chociaż Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca.
OdpowiedzUsuńCałuję!
korpoludka.blogspot.com
Uwielbiam tego typu książki, posiadające lekką nutę groteski gdzie postaci nie zawszą muszą być cudownym, idealnym mężczyzną. Książka świetnie wtapia się również w moje gusta. \K.
OdpowiedzUsuńhttps://cleosevhome.blogspot.com/
Zgadzam się! Ta książka jest naprawdę dobra :D Podobało mi się zdrowe podejście do problemu jakim jest toksyczny związek.
OdpowiedzUsuńJa się skuszę i to już całkiem niedługo, zapowiada się krótka ale urokliwa książeczka :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak chyba nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńA co do krótszego pisania - osobiście uważam, że nie ma nic bardziej frustrującego niż krótka recenzja, więc nawet nie próbuj ich skracać, bo Cię znajdę i... no, właśnie :D
Czasami krótkie książki są lepsze niż te długie. Nie raz się o tym przekonałam - autor nie ma miejsca na rozwiązanie i zbędne opisy. Ja sama postanowiłam, że jeśli napisze pierwsza książkę, to chcę się zmieścić na 250 stronach :) a krótka recenzja ci się udała, udało Ci się mnie zaciekawić. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń