Dziś będzie krótko. Chyba. W
sumie nie wiem.
Cześć Żaby!
Szczerze mówiąc dawno nie miałam tak marnych notatek po przeczytaniu
książki. Mam wrażenie, ze mogłabym wam tę książkę opisać w jednym akapicie,
używając kilku zdań prostych. Ale że ciężko by to było recenzją nazwać, to
postaram się jakoś tę opinię rozbudować. Tak, to jest ten moment, w którym
możecie zacząć trzymać za mnie kciuki. Dziś przychodzę do was z recenzją Conviction
autorstwa Corinne Micheals.
Już na wstępie zaznaczam, że w
tej recenzji wyjątkowo pojawią się spoilery do poprzedniego tomu (tu zostawię
wam recenzję Consolation --> KLIK). A więc jeśli chcecie poznać tę serię,
to lepiej nie czytajcie dalej. No chyba, że spoilery wam nie straszne. W każdym razie sumienie mam
czyste – ostrzegałam ;).
Zakochałam się w Liamie tylko po to, aby moje serce znów pękło na milion kawałków. Paraliżuje mnie świadomość życia bez niego, ale rzeczywistość wygląda tak, że odszedł.
On tego nie rozumie, a ja nie mogę go do niczego zmusić.
Gdyby tylko dostrzegł pewność kryjącą się za moimi słowami… Wtedy nadal bylibyśmy razem."*
Zacznijmy od tego, że po
zakończeniu Consolation byłam bardzo
ciekawa jak Michaels pociągnie tę historię. To miało potencjał jak cholera… i
cały ten potencjał poszedł się kochać. Przez około dwieście stron Conviction
to zapętlona historyjka o miłosnym trójkącie, w którym Natalie musi wybrać z
kim chce spędzić resztę życia. Idzie to mniej więcej tak: Lee mówi, że
wybrała faceta X, facet X mówi jej, że powinna to przemyśleć bo co jak jej się
odwidzi, ona się zgadza, uprawiają seks, wraca do faceta Y, który chce ją
zdobyć, ta mu mówi, że ma spadać na drzewo, on ma to w nosie, ona mówi, że
wybrała faceta X… i tak w kółko Macieju. Pochlastać się idzie. Gdyby tu jeszcze występowały jakieś wątki
poboczne, to może jakoś odciążyłoby tę monotonną akcję. Ale nie, wszystko kręci
się wokół tej trójki, a stan rzeczy nie zmienia się ani trochę. To jest
bełkot. Nudny, przewidywalny, powtarzający się bełkot.
Druga połowa książki jest
„ciekawsza” o tyle, że istnieje ryzyko śmierci faceta X. W sumie nawet
cichutko liczyłam na to, że Michaels podłoży bombę w budynku, w którym pracuje
Natalie i ją uśmierci, facet X zginie na wojnie o i książka się skończy.
Niestety, żadnej bomby nie podłożono, a czy facet X zginie? Tego wam nie
zdradzę. Nie odbiorę wam jednej z nielicznych rzeczy, które pozwalają wytrwać
do końca książki.
Niestety, to nie jest tak, że
drugą połowę czyta się lepiej. Nadal wszystko skupia się na Natalie i dwójce
przystojniaków, przy czym pojawiają się
jakieś drobne komplikacje i zawirowania. Szkoda tylko, że wszystkie są do bólu
przewidywalne.
Szczerze? Zmęczyłam się przy
czytaniu Conviction. Okrutnie się
zmęczyłam.
Nie wiem jak to się stało, że wszystkie
zalety, o których wspominam w recenzji Consolation,
w Conviction obróciły się w wady.
Przykładem tego jest chociażby to, jak Michaels ukazała sceny erotyczne. Słodki Barnabo, od pewnego momentu po
prostu przesuwałam po nich wzrokiem, tak bardzo mnie mdliło na te wszystkie
opisy. Nie dość, że tym razem seks wypadał
jakoś tak niezgrabnie i na siłę, to jeszcze za każdym razem przepełniały go
czułe wyznania… od których robiło mi się gorzej. I tu się chwilę zatrzymajmy.
Mam wrażenie, że autorka na
siłę chciała pokazać jak silna miłość łączy Lee i Liama. Gdyby wyrzucić z
Conviction nieustannie powtarzające się opisy tego jaki to Liam jest doskonały,
stworzony dla Lee i jak bardzo jej imponuje, że on kocha jej córeczkę jak
własną, to ta książka miałaby stron 200, nie
blisko 400. Nie rozumiem co tu
się zadziało, ale to była masakra. Przesłodzona, pozbawiona wyczucia i umiaru
masakra. A fuj!
Umarł też humor, który w
pierwszym tomie przewijał się w dialogach. Teraz w rozmowach mogłam
poczytać o wspomnianych wyżej miłosnych wyznaniach, albo jakichś obrzydlistwach
typu „supersperma” albo pukaniu płodu penisem w czasie stosunku
(może wrzucę wam tu ten cytat na jednej z grafik. Sprawdźcie sobie :D). Mmmm,
to lubię! … wszystkie relacje nagle
stały się sztuczne i przerysowane tak bardzo, że… nie mam w głowie stosownej
metafory. Mam niestosowną, ale przed 22:00 nie przeklinam. Nununu!
A co z bohaterami? Ratują sytuację? Absolutnie! Oni tylko ją
pogarszają. O ile w Consolation nie miałam zastrzeżeń, o tyle tu… tu mam same zastrzeżenia.
Nie polubiłam nikogo z głównych bohaterów. Poboczni to inna bajka, oni po
prostu byli nijacy, ale sympatyczni. A nasz pierwszoplanowy trójkąt to była
żenada. Jeden nie pojmował tego, że zdrada to zdrada i tego się nie wybacza.
Drugi chyba sam nie wiedział co robi i jakie decyzje podejmuje. A wisienką na
torcie była Natalie, która z silnej i charakternej kobiety stała się wiecznie
załamaną, niezdecydowaną i nie umiejącą postawić na swoim dziewuszką. Miałam ochotę skrzywdzić całą trójkę. W
zasadzie… nadal mam taką ochotę.
Na koniec chcę wam powiedzieć o zakończeniu. Kusi mnie, aby przytoczyć
wam tu cytat z epilogu, ale pojęcia nie mam jak zrobić to bez zaspoilerowania
wam kluczowego wydarzenia kończącego książkę. Jedno jest pewne: Michaels epilogiem wbiła sobie ostatni
gwóźdź do trumny, w której pochowała Conviction.
Tam tak okropnie oszpecono i spartaczono jedną z takich… częstych rzeczy w
romansach, ze to aż w oczy kuło. Ja czytałam i nie wierzyłam w to, co tam
pisało. Ohyda. Ale powiem wam, że
zakończenie było ogniste – wagina zapłonęła, na szczęście tylko w przenośni.
Brrr! Nadal mam podwyższony poziom cukru i obrzydzenia we krwi. Srogo
się zawiodłam na kontynuacji Consolation.
Liczyłam na coś o wiele lepszego. Ciężko
mi jest znaleźć grupę docelową, do której może przemówić Conviction. Może jeśli podejdzie się do tego na ogromnym luzie i
będzie czytać bardziej dla beki, niż po to, aby się wzruszyć, to komuś się to
spodoba. Mam też wrażenie, że spokojnie można pożyczyć lub sprezentować Conviction babciom/ciociom/mamom, które
lubują się w telenowelach. Przeprowadzę taki eksperyment na mojej babci i
dam wam znać, czy intuicja mnie nie myli ;) Jednak jeśli macie ochotę na dobry, wciągający romans… to nie tędy droga
niestety.
A co z wami? Czytaliście już zakończenie tej dylogii? I jak wrażenia? Czekam na wasze opinie!
Cium cmok i wogóle siejem wirusy! ;*
Ula
Za książkę dziękuję wydawnictwu Szósty zmysł ;)
*źródło opisu: http://szostyzmysl.com.pl/2017/12/08/conviction-consolation-duet-tom-2/
Taaaaa, idealne recenzja. Normalnie taka jak moja :D Te same zastrzeżenia, te same błędy, to samo g**no. :D
OdpowiedzUsuńJednak nie czytalyśmy dwóch rożnych książek, bo opinia wyszła jedna, jeszcze łudziłam się, że dostałam wybrakowany egzemplarz, ale nie!
Recenzja przeboska! Konkretna i prawdziwa do bólu, za co chwalę.
Ta książka powinna zostać spalona jeszcze w ebooku :D zanim zaczeła się drukować
Rzyg, rzyg, rzyg. Ohydnie mdło było i w sumie tyle w temacie xddd
OdpowiedzUsuńNie dotykam, nie patrzam na to, nie zbliżam się. xd
OdpowiedzUsuńPrzykro mi,że się rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńNie czytałem, jakoś nie interesuje się takim czymś.
OdpowiedzUsuńA tak mnie do tego ciągnęło. Serio, ostatnio trafiłam na same pozytywne recki tak i pierwszego jak i drugiego tomu i nabrałam sporej ochoty na nie. A tu się okazuje, że to jedno wielkie gów**! No przynajmniej druga część.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą dziwne, że zawsze co pieprzy się w takich książkach to dialogi i sceny seksu. Trudno. Wykreślam "to cudo" z kręgu moich zainteresowań.
Ściskam! ;*
Mnie obydwie części jakoś szczególnie nie poruszyły. Praktycznie zapomniałam o nich 20 sekund po zakończeniu lektury, ale nie potrafię tak kwieciście krytykować jak Ty :-D W tym tomie chyba najbardziej żenująca i niestosowna scena w moim odczuciu to UWAGA SPOJLER: moment kiedy Liam oświadczał się przy łóżku swojej zmarłej matki... WTF?! :-P I pomyśleć, że ta seria jest podobnież najlepszą jaką napisała Corine Michaels...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
„Consolation” bardzo mi się podobało, ale drugiego tomu jeszcze nie czytałam. Teraz zastanawiam się, czy na pewno ma to sens, bo tylko niepotrzebnie zepsuję sobie opinię o tej trylogii. Chyba jednak sobie daruję ...
OdpowiedzUsuńPierwszej nie czytałam i nie zamierzam. Jednak recenzję z miłą chęcią przeczytałam i poprawiła mi ona humor. xdd
OdpowiedzUsuńJuż do pierwszego tomu kompletnie mnie nie ciągnęło, bo czułam że ta seria to będzie taki lekki... syf :D Czasem widzisz okładkę książki, czytasz opis i już WIESZ. Pierwszy tom zebrał zadziwiająco dużo pozytywnych opinii ale jak usłyszałam że druga część jest słaba to przestałam w ogóle myśleć o zabieraniu się za to.
OdpowiedzUsuńPierwszy tom podobał mi się bardzo, a zakończenie zwaliło z nóg, choć można się było po trochu go domyśleć. Drugi tom był niestety tak mdły, a przecież był potencjał.
OdpowiedzUsuńRecenzja powala system. Pierwsza część dość mocno mi się podobała, ale drugi tom... no kurde! Wielkie rozczarowanie i jakoś nie w moim guście. Miałam lekkie wrażenie, że niestety czytałam to momentami na siłę, żeby tylko jakoś "domknąć" sobie tą historię
OdpowiedzUsuńPierwszy tom był naprawdę jednym wielkim zaskoczeniem. Tutaj - niekoniecznie. Też nie zostałam zadowolona, bo spodziewałam się emocjonalnej bomby a tutaj było wszystko prawie przewidywalne. ;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnego tomu z tej serii, ale sporo ludzi się nią zachwyca :D Po pierwszą część z pewnością sięgnę, a jak będzie z resztą to nie wiem ;)
OdpowiedzUsuńPierwszego tomu nie czytałam, spoilery mi niestraszne, a po recenzji tej drugiej nie mam ochoty sięgnąć po żadną ;) Najbardziej chyba zabiły mnie przykłady z dialogów, które podałaś... Serio ktoś napisał coś takiego w książce, a ktoś inny uznał, że spoko, to się nadaje do wydania? Jestem w szoku...
OdpowiedzUsuńW każdym razie dzięki za ostrzeżenie - już wiem, po co nie sięgnę!
Pozdrawiam!
Nie czytałam nawet pierwszej części, ale i nie mam zamiaru. Tym bardziej widząc taką recenzję kontynuacji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
https://mieszkajaca-miedzy-literami.blogspot.com/
Jedni się zachwycają, drudzy tępią. Ta książka jest dla mnie przedziwna 😂
OdpowiedzUsuń