Cześć Złotka!
Kruca fuks, jaka jest syfska
pogoda, to aż strach wyjść na dwór! Znajomi piszą mi, że u nich pięknie, biało,
nic tylko bałwanki lepić… a w Rzeszowie śnieg owszem, sypie, mrozi nosy i uszy,
po czym znika. Grrr! Ale ja nie o tym. Chociaż bez narzekania się nie obejdzie, oj nie :’) Zapraszam na recenzje
książki, na którą miałam smaka od jej premiery. Panie i Panowie, przedstawiam
wam Poszukiwaczkę
autorstwa Arwen Elys Dayton.
POKRÓTCE O FABULE
Z góry uprzedzam – nie mam pojęcia jak nakreślić fabułę tej
książki, ale spróbuję. Ja bym nie spróbowała? :D
Historia rozpoczyna się w szkockiej wiosce, w której trójka młodych
ludzi odbiera szkolenie, które ma zakończyć się pasowaniem ich na Poszukiwaczy.
Quin, Shinobu i John z utęsknieniem czekają na moment, kiedy po raz pierwszy
zostaną zabrani Tam – do miejsca pomiędzy światami. Młodzi chcą być jak
bohaterowie z opowieści, którymi karmiono ich w dzieciństwie – prawi, waleczni i
honorowi. Chcą czynić świat lepszym. Jednak co się stanie, gdy poznają prawdę o
Poszukiwaczach i ich misjach? Czy
będą w stanie żyć z krwią na rękach? Co wniosą do tej historii owiani mgiełką,
tajemniczy Sędziowie? Jak potoczą się losy Quin, Johna i Shinobu? Tego wam
nie powiem, to musicie odkryć sami ;).
NA PIERWSZY RZUT OKA
Ano właśnie, zacznijmy od
wrażenia, jakie wywarła na mnie książka jeszcze zanim zaczęłam wgryzać się w
świat Poszukiwaczy. Cóż, raczej szału
nie ma. Okej, okładka jest śliczna, nawiązująca do historii wymyślonej
przez Dayton, ale na tym kończą się plusy wydania. Książkę źle się czyta, bo przy każdym otwarciu człowiek ma stracha, że
złamie grzbiet. A dodatku okładka nie ma skrzydełek, więc o wiele łatwiej
ją zniszczyć, zwłaszcza na rogach. Tak więc Uroboros dostaje ode mnie minusik
za to, jak skąpo wydano Poszukiwaczkę. Fujka fuj :’(.
PRZEPIS NA SPSUCIE POTENCJALNEGO HITU ;)
Jeśli chodzi ogólnie o pomysł na
tę książkę, to uważam, ze miała ona spory potencjał. Poszukiwacze są dla mnie
czymś nowym, podobnie jak Sędziowie. Można
było zrobić z tego kawał zaskakującej, wciągającej fantasy… ale spartaczono sprawę.
Historia wlekła mi się nieludzko, i dopiero ostatnie siedemdziesiąt stron
wywołało u mnie namiastkę pozytywnych emocji. Kiedy już doczekałam się
pierwszej misji Quin, miałam nadzieję na walkę, krew, jakieś sińce… a tu Bang!
Koniec rozdziału, kurtyna opada, podnosi się, i co widzę? W sumie to nic. Ani
pół trupa, ani krzty flaków. Ale spokojnie, krew i flaki były. Tylko po prostu
je pominięto. Autorka postanowiła pominąć całą akcję, przeskok Tam i podróż do
innego miejsca na świecie przez magiczny portal, walkę i powrót do Szkocji, na
rzecz opisu wymiotującej nastolatki. Juhu… I tak mnie co krok krzywdzono. Zawsze kiedy historia przyspieszała i była
szansa na wkręcenie się w nią Dayton urywała ją, zmieniała miejsce akcji albo
czas. Zmiana czasu akcji była nawet lepsza niż zmiana miejsca, którą bym
mogła jakoś przełknąć. Jak zwykle uwielbiam wszelkie retrospekcje, tak tu drażniły
niemiłosiernie. Do tego dochodzi
skupianie się na rzeczach niegodnych uwagi. Mogłam na przykład poczytać
sobie dramatyczne cztery rozdziały, w
których jeden z bohaterów dziurawił samolotopodobny pojazd palnikiem. Przez cztery
rozdziały wałkowałam temat tego, ze pada i nie widać nic bo ciemno i ciężko tym
palnikiem trafić, czaicie? Jakby nie wystarczyło poświęcić temu dwóch czy
trzech akapitów.
JAK UTRZYMAĆ GŁUPKA W NIEPEWNOŚCI? POŹNIEJ CI POWIEM ;)
Kolejnym minusem jest opóźniony
zapłon autorki w wyjaśnianiu wszelkich wydarzeń, właściwości różnego rodzaju
sprzętów i historii bohaterów. Ja absolutnie rozumiem, że podanie wszystkich
informacji na samiutkim początku byłoby idiotyzmem, bo czytający nie miał by po
co brnąć do ostatniej strony. Nie mniej jednak kiedy przez trzysta stron czytałam o Sędziach, a nie miałam pojęcia
kim są, skąd się wzięli, jakie jest ich zadanie… no w zasadzie nie wiedząc nic
z wyjątkiem tego, że SĄ… to aż się czytać odechciewało. To samo tyczy się
postaci Johna. Na początku dowiedziałam się, że jest starszy od Quin i Shinobu,
że ojciec Quin go nie lubi (i wzajemnie), że chłopak nie ma rodziców i że ma
kaprys mścić się na ojcu Quin. O! I że jak ognia boi się rozrywacza (broni,
które działanie było dla mnie długo tajemnicą, ale sypała iskierkami ^^). Ale
czemu chce się mścić, skąd się wziął w tej wiosce, kogo tak dziko chce pomścić…
cóż, te jakże nieistotne informacje poznałam gdzieś w połowie książki. I takich uroczych
tajemnic jest tam masa! Przy czym w
przypadku Poszukiwaczki niedopowiedzenia
nie trzymają w napięciu, a sprawiają, ze człowiek nie umie odnaleźć się w
książce, nie rozumie zasad rządzącym światem powieści i zasypia w połowie
zdania, zaplatany w pajęczynę wątków.
BO OD MIŁOŚCI DO PATOLOGII NIE JEST DALEKO… PRZYNAJMNIEJ W POSZUKIWACZCE
Wątek miłosny jest beznadziejny, serio. Z opisu na okładce
dowiadujemy się, że Quin „będzie musiała stawić czoło (…) ukochanemu,
który dopuszczając się zdrady, próbuje odebrać od nich starożytny artefakt
będący dziedzictwem jego rodzinny” (Tak na marginesie: odradzam czytanie
całego opisu z okładki. Jest wypaczony, i przez niego człowiek może się jeszcze
bardziej zawieść na książce.). Cóż, ukochany ma chyba zachwianą hierarchię wartości,
bo przez te czterysta stron kilkakrotnie
obije swoją lubą… także ten, miłość do bólu. Dodajmy do tego fakt, że nie obeszło się bez trójkąta miłosnego
rodem z Mody na sukces. I tak oto
rozdarto mnie pomiędzy dwójką facetów, których po równo nie lubiłam i na równi
czułam do nich sympatię (o tym za moment). Do końca nie wiedziałam komu kibicuję.
W sumie… najchętniej ukatrupiłabym całą
trójkę i zadumała im ten starożytny artefakt. Tak, to chyba jedyne logiczne
wyjście z tej sytuacji -,-.
MAJĄ LICENCJĘ W GRANIU NA NERWACH!
Jestem osobą cierpliwą literacko.
Serio, umiem przymykać oko na drażniące postacie, ale tu… tu głupota bohaterów
tak raziła po oczach, że nie szło tego zlekceważyć. Muszę wymyślić sposób
opowiedzenia wam o tym bez spoileru :’). Może zacznę od Quin, czyli głównej
bohaterki. Dziewczyna mogłaby być
całkiem fajna, gdyby tylko wykształciła mózg. Taki drobiazg, a jednak
istotny. Ta niunia ewidentnie miała problemy ze wzrokiem, bo nie dostrzegała tak oczywistych rzeczy,
jak śliniący się na jej widok przyjaciel, pomiatający ludźmi ojciec, czy
kolosalne luki w przekazywanej jej podczas szkolenia wiedzy. W dodatku miała zadziwiająco słabą psychikę
jak na kogoś, kogo od najmłodszych lat uczono walczyć. Ciągle się
zastanawiałam, czy ona myślała, ze te miecze i pistolety to tak dla zabawy,
żeby się rozruszać, czy była świadoma,
że tą ostrą stroną sztyletu można przypadkiem wypatroszyć kogoś, że z zranionego
ciała poleje się krew. Bo biorąc pod
uwagę jej zachowanie po pierwszym zabójstwie, odnoszę wrażenie, że nie była
świadoma jak działa miecz…
Kolejnym książkowym geniuszem był
John. Chłopak chciał się zemścić i
odzyskać wspomniany wcześniej artefakt. I nawet mu się to udało raz… dwa… no,
może z cztery razy! Tylko co z tego, skoro miał go przez minut dwanaście, po
czym ktoś znów mu go odbierał? Akcja z
artefaktem przypominała granie w ping ponga. Przedmiot odbijano sobie jak
piłeczkę, tak, że w ciągu jednego rozdziału potrafiła trzykrotnie zmienić
właściciela ;). Jednak największym hitem były próby odebrania artefaktu Quin.
John próbował wszystkiego! Prośby, groźby, porwania, ogłuszania, obmacania…
szkoda, że nie pomyślał o tym, aby lasce wyjaśnić, że to coś należy prawnie do
niego, opowiedzieć całą historię związaną z artefaktem i zemstą, no generalnie
dać jej jakikolwiek powód, aby chciała oddać mu ten przedmiot. Nie no, po co
zachowywać się dojrzale i racjonalnie? Lepiej spalić jakąś wieś, porwać Bogu
ducha winną kobiecinę, postrzelać sobie na oślep z odbierającej zmysły armaty…
no generalnie siać rozpiernicz wszędzie, gdzie popadnie. Toż to najprostsza
droga do zdobycia zaufania, prawda? Tym właśnie sposobem John sprawił, że z
bohatera, któremu przyznawałam rację i któremu z początku kibicowałam, chłopak
stał się… nie, nie czarnym bohaterem. Stał się draniem i idiotą, którego nie
sposób lubić. Niestety nie lubić też go się nie da… I dlatego typ mnie drażni –
przecież się nie rozdwoję!
Mamy jeszcze Shinobu – moje światełko
w tunelu. Przede wszystkim koleś musi być mega przystojny – widzieliście kiedyś
Japończyka? A wysokiego Japończyka? A dobrze zbudowanego, wysokiego Japończyka?
No a dobrze zbudowanego, wysokiego r u d
e g o Japończyka? Jeśli tak, to wiecie
już, jak wygląda Shinobu. To, jak odbierałam tę postać jest lustrzanym odbiciem
moje oceny Johna. Z początku miałam go za osła, nudziarza i generalnie typka,
który miał mnie drażnić przez czterysta stron z hakiem. Później, kiedy losy
trójki bohaterów się rozeszły Shinobu wzbudzał we mnie leciutki wstręt, ale też
litość, a na końcu… a na końcu, podczas ostatnich siedemdziesięciu stron stał
się fajniutki i zabawny. To właśnie dzięki niemu końcówka tej historii nie była aż taka tragiczna. Co nie zmienia faktu, że nadal nie wiem, czy w kolejnym
tomie Dayton nie postanowi ponownie wywrócić charaktery bohaterów do góry
nogami i sprawić, aby krew mnie zalewała przy każdym rozdziale widzianym oczami
Shinobu.
TYMCZASEM LOGIKA POSZŁA W LAS
Tu się chyba komuś coś
pomieszało. Na samiutkim początku trafiamy do wioski. Jest lekcja walki w
stodole, są snopki siana, jest warsztat, są rybacy, i generalnie wszystko brzmi
tak swojsko. No więc z marszu w głowie pojawia mi się obraz z czasów odległych,
kiedy to światem władali królowie… a tu figa! Wieśniacy mają kablówkę, miecze
świetlne (znaczy nie do końca, ale to ciężko opisać), jakieś cholerne statki
powietrzne… Także ten, super, że autorka się zdecydowała w jakiej epoce osadzić
Poszukiwaczkę. Cudownie wręcz :’).
NA KONIEC O KOŃCU
No tak, o tym muszę wspomnieć.
Pisałam, ze ostatnie siedemdziesiąt stron było dobre, ale to nie do końca
prawda. Siedemdziesiąt stron przed końcem udało mi się pierwszy raz zaśmiać
(tak powalający jest humor Poszukiwaczki)
i wkręcić w akcję. Jednak im bliżej było ostatniej strony, tym poziom spadał. A
gdy kurtyna opadła zostałam z niczym. Koniec tej książki jest durny. Nie mm
pojęcia co może dziać się w kolejnym tomie, a przecież ma to być trylogia! I
chociaż autorka coś tam mruczy o mszczeniu się i walce o dobro na świecie… to
nie umiem sobie wyobrazić tego. Coś czuję, że nie sięgnę po kontynuację…
PODSUMUJMY TO!
Tak więc co my tu mamy? Mamy
świetny, oryginalny pomysł, a obok tego humor na poziomie -12, drażniących
bohaterów, brak logiki i perfidnie opóźnione wyjaśnienia istotnych kwestii.
Innymi słowy mamy klops. Niestety nie mogę polecać tej książki, bo sumienie mi
na to nie pozwala. No, chyba że są tu jacyś masochiści, lub ludzie, którzy
cierpią na nadmiar wolnego czasu :’). W innym wypadku radzę poszperać za czymś
ciekawszym ;).
A czy wy poznaliście już Poszukiwaczkę? Co o niej sądzicie? A może
pomimo tej recenzji macie na nią ochotę? Czekam na was w komentarzach!
Brrr! Lodowato zimne buziaki :**
Q.
Za książkę ślicznie dziękuję księgarni internetowej Nieprzeczytane.pl:
Jezuuu, od miłości do patologii niedaleko xD Mimo wszystko dla mnie ta fabula wydaje sie mocno powtarzalna :/
OdpowiedzUsuńBo taka się okazałą :/ A spodziewałam się wielkiego WOW i zachwytu i kaca... -,-
UsuńCzy ja wiem czy ta idea jest tak oryginalna? Ja bym po to raczej po prostu nie sięgnęła. To takie zwykłe, młodzieżowe fantasy pisane troche pod panie - a przynajmniej tyle wnioskuje z opisu ;p
OdpowiedzUsuńOpis pisałam po przeczytaniu książki, a że mnie zawiodła, to nie starałam się aby był zachęcający ;P Postacie i pomysł wydał mi się świeży, fajny, ale fatalnie wykorzystany :).
UsuńA mnie się tak bardzo spodobała jej okładka i opis, że stwierdziłam iż muszę ją mieć. Na szczęście wymieniłam ją wczoraj przy internetowych zakupach na inną, bo byłaby kicha. Tak więc - dzięki wielkie za ostrzeżenie, bo ostatnie, czego w tym momencie szukam, to tępa bohaterka. I bez tego mam zastój czytelniczy -,-
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ^^
No to obie jesteśmy srokami okładkowymi :D Jeśli masz ochotę na NIE-tępą bohaterke - polecam Dziewczynę z dzielnicy cudów Jadowskiej <3 Świetna książka, zaiste :D
UsuńMam na nią ochotę, ale nie dość, że brak czasu, to jeszcze funduszy, bo całkowicie się spłukałam na targach w Krakowie, oraz kupując prezenty :/ Jeszcze sobie poczekam :c
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurczę, faktycznie, kiedy przeczytałam opis książki, wydała się całkiem interesująca! Tym bardziej szkoda, że jej wykonanie zostało... jak o nazwałaś - spartaczone :D W takim wypadku raczej po nią nie sięgnę. Aha, i zaciekawiło mnie, co tak wielki miecz (pewnie to nie jest miecz, ale nie znam się na tym) robi u Ciebie :D Jeśli oczywiście zdjęcie jest Twoje. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Dominika z BOOKS OF SOULS
Opis napisałam... szczerze mówiąc wykrajając to, co dało się naskrobać logicznego z tej cholery -,- wyszło jak wyszło :D Mnie zmylił opis z okładki, który zapewniał historię godną uwagi... a tu klops ;(
UsuńA miecz użyczył mi brat, który swego czasu miał hyzia i z każdej wycieczki wracał z jakimś groźnym, śmiercionośnym narzędziem :D Na moje oko to to szabla, ale nie dam sobie ręki uciąć XD
Buziaki ;*
Jezu, ledwo dotarłam do końca. Ty weź coś zrób z tym brązem i czernią, bo toć to oczopląsu dostać można, w końcu rogówka mi się odklei, oko do wymiany i będziesz mi płaciła rente do końca życia.
OdpowiedzUsuńNo cóż, Poszukiwaczkę mam i... no i mam no xD Kiedyś się chyba za nią wezmę, chociaż zastanawiam się czy jej nie sprzedać w piździet xD Ale troche mi szkoda, bo ona taka ładna... I od razu zobaczyłam, ze będzie się ją katastrofalnie czytać, nienawidzę takich książek, mam nadzieję, że Szklany tron od Urobosa nie jest taki sam, bo wykituje w ciągu 50 stron.
Najbardziej odrzuciłaś mnie nie zgadniesz czym. Brakiem krwi i flaków xD Bez kitu xD
Ale powiem Ci, jestem dziwna, wiem, ale lubię trójkąty miłosne i co mi kto zrobi :D
No nie wiem no, kiedyś to chyba zacznę, skoro już mam, ale entuzjazmu nie czuje xD
Buziaki :*
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Jeju a opis i okładka tak zachęcają... Naprawdę myślałam - o to pewnie coś fajnego. I no nie no.... Taki klops :( Jeju, jestem taka zawiedziona, bo już naprawdę no... Nie mam ochoty na głupią bohaterkę, beznadziejny wątek miłosny i no ogólnie na tą całą historię.
OdpowiedzUsuńDzięki za ostrzeżenie bo gdyby nie twoja recenzja to pewnie bym przeczytała. Ale no skoro tak... I jeszcze brak humoru :(
U mnie też już biało <3 A ja mieszkam przy lesie, więc w ogóle pięknie <3 I chociaż zimy jako tako nie lubię to kocham patrzeć na zaśnieżony świat :)
PS. Zgadzam się z Kasią. Zrób coś z tą czcionką. Ja np. u siebie mam nie czysty biały, ale taki szarawy, żeby nie było takiego oczopląsu :)
moja będzie już miała połamany grzbiet, więc chociaż jedno zmartwienie odpada. wypożyczę z biblioteki, bo po Twojej recce szkoda mi pieniążków na taką niewiadomą. też chcę śniegu :D
OdpowiedzUsuńJak ja kocham krytyczne recenzje! ♥ A zwłaszcza te Twoje :D
OdpowiedzUsuńNa "Poszukiwaczkę" zwróciłam uwagę jak miała miejsce jej premiera. Przeczytałam opis, obczaiłam okładkę i tyle. Ani mnie zbytnio do tej książki nie ciągnęło ani mnie za bardzo nie zachwyciła. Nic. Pustka.
Teraz widzę, że faktycznie autorka nie ma niczego do zaoferowania, a niezainwestowanie w tę książkę było bardzo dobrą decyzją.
Najbardziej jestem zaskoczona tym, że na początku mamy wieś i siano, a potem kablówkę i miecze świetlne. No Boże!!! Niech ta kobieta się zdecyduje!!
Myślę, że tylko bym się męczyła podczas lektury tej książki, więc raczej powiem jej: "Do widzenia"!
Ściskam :*
Zdecydowanie już wiem, po jaką książkę nie sięgać! ;D
OdpowiedzUsuńI się przyłączę do prośby Kasi - ciemne tło i biały tekst strasznie daje po oczach. ;/
A przyznam, że miałam na to ogromną ochotę! Napisałam nawet do Uroborosa o udostępnienie egzemplarza recenzenckiego, ale wydawnictwo się wypięło i cóż.
OdpowiedzUsuń#takie_życie
Dziękuję za ostrzeżenie, nie mam zamiaru czytać czegoś takiego.
Ściskam,
Izzy z Heavy Books
Hihihi, a mi się ta książka od początku nie podobała! Dobrze, że nie straciłam na nią kasy :D
OdpowiedzUsuń"Dziewczyna mogłaby być całkiem fajna, gdyby tylko wykształciła mózg." - skisłam XDDD
Generalnie cóż mogę powiedzieć - tragiczny wątek miłosny, tragiczni bohaterowie - na pewno nie sięgnę xD
Ale powiem ci na pocieszenie, że masz teraz ładny wygląd bloga. Chociaż stary też mi się podobał! :D
Buziole! :*
Ola aka Zaczytana Iadala
PS. Książka na zdjęciu średnia, ale miecz fajny!