Hej Szyszki!
Powiedzieć, że
ostatnio nie szło mi z czytaniem i pisaniem, to jak nie powiedzieć nic. Ale za
sprawą ej książki mi przeszło. I nie, nie był to sztos pozbawiony wad, ale...
ale Instytut
K.
C. Archer ma tyle zalet, że chcę wam o nim opowiedzieć i go wam polecić.
Teddy Cannon od dzieciaka miała w życiu pod górkę, choć
zupełnie nie wiedziała dlaczego. Mając jednak nosa do ludzi i potrafiąc „jakoś
tak podświadomie” wyczuć, kiedy kłamią, postanowiła wykorzystać swoje zdolności
w hazardzie. Niestety, kilka następujących jedna po drugiej pomyłek wpakowało
ją w spore tarapaty, z których wyciągnął ją tajemniczy nieznajomy, składając
jej pewną propozycję nie do odrzucenia. Zgadzając się na ofertę mężczyzny,
Teddy trafia do tajnego instytutu dla mediów – osób potrafiących widzieć
więcej, niż zwykli ludzie; telepatów, jasnowidzów i temu podobnych. I kiedy
zaczyna myśleć, że teraz jej największym problemem będzie zdanie piekielnie
trudnych egzaminów semestralnych, na jaw zaczynają wychodzić informacje
dotyczące jej przeszłości, która do tej pory była dla niej wielką niewiadomą. A
to dopiero wierzchołek góry lodowej. Łącząc kolejne fakty, Teddy będzie musiała
po raz pierwszy w pełni zaufać komuś innemu, niż tylko sobie. Na szalę rzucone
zostaną nowe przyjaźnie, miłość i wiele, wiele więcej...
Zacznijmy może od fabuły. Cudowne jest to, że nie musimy
czekać an pół strony na rozwój akcji. Od
samego początku wkraczamy razem z Teddy do kasyna, poznajemy naszą główną
bohaterkę, dostajemy zarys jej przeszłości i kłopotliwej sytuacji, w której
znalazła się właśnie przez wydarzenia z przeszłości. I, co muszę zaznaczyć,
z marszu zaczynamy jej kibicować. Chcemy, żeby udało jej się wygrać w tym
kasynie, chcemy, żeby wygrała wystarczająco dużo kasy, żeby jej plan się powiódł.
Dalej, równie prędko dostajemy się do tytułowego
Instytutu. Tam szybciorem przedstawiane nam są postacie drugoplanowe, ekspresowo zaczynamy kojarzyć kto ma jaką
moc, kto jest milutki, a kto cwaniakuje. Ta różnorodność postaci jest dobra,
ale do postaci wrócę jeszcze w dalszej części recenzji. Póki co skupmy się jeszcze
na fabule, na akcji. Przez początkowe
kilkadziesiąt stron wszystko idzie jakoś tak... łatwo. Szybko, sprawnie,
gładko. W zasadzie nie do końca na początku czułam, do czego ma ta historia
zmierzać. Były sobie wykłady, były jakieś rozmowy bohaterów (choć dość skąpe),
niby były jakieś problemy Teddy z panowaniem nad tymi swoimi mocami, no ale jakoś nie wydawało mi się, żeby to miało być wszystko, co Archer ma
czytelnikom do zaoferowania. Nie zrozumcie mnie źle – czytało się to mega
przyjemnie i szybciutko, jedyne co, to brakowało mi jakiejś intrygi, jakiegoś poważniejszego
problemu do rozwiązania.
Ten pojawił się jakoś
w połowie książki. I o matko, wtedy to już ruszyło. Wkręciłam się. Na maksa. Próbowałam łączyć fakty szybciej, niż
Teddy, robiłam w głowie zakłady z samą sobą o to, kto jest zły, kto tu kręci,
komu ufać, a komu nie. Były momenty, w
których nie mogłam oderwać się od książki (co niemalże skończyło się
przegapieniem mojego przystanku pod uczelnią xD). Teraz pragnę kolejnego tomu, bo intuicja podpowiada mi, że w
drugiej części nie będziemy już potrzebować takiej „spokojnej” ekspozycji i
liczę na to, że o pierwszych stron zaczną latać kule i skrzyć się elektryczne
iskry barier.
Jeśli o sam pomysł Instytutu chodzi, to ma on swoje
plusy i minusy. Z jednej strony podobało mi się, że nie był to kolejny Hogwart
albo szkoła z internatem rodem z tuzina młodzieżówek. Było dojrzalej
i mniej bajkowo. Fajnie, że autorka nie olała kwestii zajęć i tego, co
robili na nich rekruci, bo często tak się dzieje w tego typu książkach i
troszkę się tego obawiałam. Podobało mi się też powiązanie szkoły z instytucjami rządowymi, cel szkolenia rekrutów
i sam pomysł autorki na to, jak i po co ma działać ta placówka. Miało to sens.
Trochę dziwi mnie
jednak, że przez dwa semestry cały pierwszy rok poznał tylko czterech
wykładowców. Z resztą generalnie odniosłam wrażenie, że tam nie ma więcej
nauczycieli. Wydaje mi się, że można
było to trochę rozbudować, żeby Instytut nabrał większej głębi i realności.
Drugim zarzutem jest też to, że uczniowie cały czas boją się,
że zostaną wydaleni.
Bo złamią regulamin, bo nie zdadzą egzaminów, itd.. Jakby... to są MEDIA. Osoby, które są obdarzone PARANORMALNYMI
UMIEJĘTNOŚCIAMI. Czytają w myślach, rozpalają ogień, widzą przyszłość i
przeszłość... no przecież jak można takich ludzi najpierw uświadomić, że są
zdolni do takich rzeczy, potem w jakimś stopniu nauczyć ich władania nad tymi
mocami, a następnie, jeśli dostaną złą ocenę, wywalić do normalnego świata bez
kontroli nad tym, co dalej zrobią ze zdobytą wiedzą i umiejętnościami? Trochę tego nie czaję. Trochę absurd.
A skoro już przy tych nadprzyrodzonych zdolnościach jesteśmy,
to akurat nimi jestem zachwycona. Serio.
bardzo spodobało mi się to „naukowe”
podejście do tematu. Nie mamy tu nielimitowanych supermocy wziętych znikąd.
Profesorowie potrafią wytłumaczyć rekrutom, a tym samym i nam, czytelnikom, co
i jak dzieje się w ich głowach i głowach osób, z którymi nawiązują połączenie,
że zachodzi taka a nie inna reakcja. Jest sporo fizyki, chemii, biologii i
generalnie nauk ścisłych. Niejako wchodzimy do głów bohaterów i dostajemy opis
tego, co się w nich dzieje, instrukcję krok po kroku jak czytać w myślach, jak
uprawiać telekinezę, itd. Jaram się tym,
bo pierwszy raz spotkałam się z tak rzetelnie potraktowaną kwestią supermocy w
młodzieżówce. Brawo, pani Archer!
Jeśli chodzi o bohaterów, to ci też mają swoje wady i
zalety. Największą zaletą książki jest
chyba Teddy, której nie potrafiłam nie kibicować. Jakby... no ja po prostu
chciałam, żeby udało jej się nauczyć zmieniać tor lotu kul (jak w Matrixie!), żeby otworzyła się na
przyjaciół, żeby rozwikłała zagadkę jej przeszłości i w ogóle żeby się jej
wiodło. Podobał mi się jej cięty język i
hardość, podobała mi się konsekwencja autorki w kreowaniu tej postaci.
Jeśli zaś chodzi o postaci drugoplanowe, to tu mam już
kilka „ale”. Uważam, że można było zrobić to lepiej. Bo z jednej strony super,
że każdy z nich jest inny, że są na tyle charakterystyczni, że bez problemu ich
od siebie rozróżniałam. Ale z drugiej, jestem w stanie każdego z nich opisać
jednym zdaniem i zdefiniować przez jedną lub dwie cechy, które są dla nich charakterystyczne.
Fajnie byłoby, gdyby Archer poświęciła
im troszkę więcej uwagi, dała nam ich lepiej poznać i polubić. Bo jednak
często odnosiłam wrażenie, że postać X została obdarzona określonymi
zdolnościami i postawiona na drodze Teddy tylko po to, aby móc zrobić jakiś
twist, aby Teddy mogła iść dalej ze swoim śledztwem. Drugoplanowe postacie często są takimi trochę pionkami, a szkoda.
Ostatni zarzut
dotyczący bohaterów... BORZE SOSNOWY, NA
KĄ CHOLERĘ SĄ W TEJ KSIĄŻCE DWA WĄTKI ROMANTYCZNE?! Tu by wystarczył jeden. A w
sumie nawet wolałabym, żeby nie było żadnego. Wątki romantyczne były dla
mnie totalnie niewiarygodne, pozbawione
sensu i celowości. W jednej scenie Teddy spotykała bohatera i zamieniała w
nim dwa zdania. W Drugiej spotykała go ponownie i już oboje ledwo dawali radę
nie pójść w jakieś ustronne miejsce. Przy trzecim spotkaniu dochodziło do,
jakby to pan Milowicz powiedział, „teges
szmeges fą fą”, a potem działy się rzeczy jeszcze durniejsze. No przepraszam, ale nijak nie umiałam w te
relacje uwierzyć. Żadnej z nich nie kibicowałam, co dziwne, bo obaj panowie
w moim odczuciu są super (no tylko że płascy pod względem kreacji). Nie wiem...
może ja się starzeje? :(
Jak więc widzicie, nie
było doskonale. Ale mimo wszystko uważam, że Instytut jest warty polecenia.
Mam przeczucie, że czytelnikom ciut młodszym ode mnie może on totaaalnie
przypaść do gustu. Jest to dobra, wciągająca i ciekawa młodzieżówka z
zakończeniem, które zapowiada obiecującą kontynuację. Jeśli więc lubicie tego typu historie, to serdecznie zachęcam was do
wkroczenia razem z Teddy do Instytutu! ;)
Buziaki ;*
Ula
Tytuł oryginału: School
for Psychics
Cykl: Instytut (tom 1)
Tłumaczenie: Emilia
Skowrońska
Wydawca: Uroboros
Data premiery:
29.01.2020
Liczba stron: 461
Pierwszy raz słyszę, ale naprawdę mnie zachęciłaś :D
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, chociaż przyznaję, że trochę mnie już męczą klimaty szkół i uczenia sie osób z supermocami.
OdpowiedzUsuńMam ją na liście do przeczytania. Uwielbiam klimaty szkół (paranormalnych lub nie) oraz samych supermocy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
Już jakiś czas temu wyrosłam z tego typu książek, więc raczej po nią nie sięgnę. Jednak podoba mi się Twoja recenzja - nie wygłaszasz w niej tylko swojej opinii, ale starasz się przybliżyć fabułę i bohaterów. I nawet mnie tą pozycją zainteresowałaś. Gdybym przeczytała ten tekst kilka miesięcy temu, to kto wie? Pewnie bym sięgnęła...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Książka ma kilka wad, ale ostatecznie dobrze się przy niej bawiłam. Najbardziej zawiódł mnie chyba właśnie ten wątek romantyczny, który był wyssany z palca, ale jakoś to przełknełam :D
OdpowiedzUsuń