Strony

wtorek, 4 grudnia 2018

Autorka "chciała za bardzo" | Kiedy ciebie nie ma Lisa Jewell

Czołem Szyszunie!
Na początku byłam zaintrygowana. Później się w to nawet wkręciłam. No a potem autorka przegięła i całość, choć mogło być naprawdę nieźle, trafił troszku szlag. Ale po kolei. Chodźcie, opowiem wam o Kiedy ciebie nie ma autorstwa Lisy Jewell.


Pewnego dnia piętnastoletnia Ellie wyszła z domu i zniknęła. Pomimo poszukiwań po dziewczynie nie pozostało śladu. Dziesięć lat później Laurel - matka Ellie - nadal nie może poradzić sobie z zaginięciem ukochanego dziecka. Pewnego dnia spotyka w kawiarni niezwykle czarującego mężczyznę i postanawia spróbować zacząć żyć na nowo. I gdy wszystko zaczyna się układać, kobiet poznaje córkę wspomnianego mężczyzny… która wygląda niemalże identycznie, jak Ellie. Nagle wszystkie wątpliwości dotyczące wydarzeń sprzed dziesięciu lat  wracają. Czy Laurel rozwiąże zagadkę zniknięcia swojej córki? Dlaczego dziecko Floyda wygląda jak jej mała Ellie? Jakie tajemnice wyjdą jeszcze na jaw? Ja wam tego nie powiem, ale postaram się pomóc wam w decyzji, czy warto sięgnąć po Kiedy ciebie nie ma.


Tak jak wspominałam – początek był całkiem niezły. Fakt, akcja rozkręcała się powoli, ale to chyba jest częste w przypadku thrillerów, ten spokojny początek. Tu śledzimy kilka historii jednocześnie. Przede wszystkim towarzyszymy Laurel, która stara się żyć dalej pomimo oczywistej tragedii, jaka spotkała jej rodzinę. Dostajemy też retrospekcje z jej punktu widzenia, dowiadujemy się o ty co działo się w najbliższych kilku latach po zaginięciu jej córki, jak z tą sytuacją poradzili sobie jej bliscy, etc.  Możemy też poznać początek tej historii z perspektywy Ellie, i to był chyba główny powód mojej ciekawości. Już na samym początku praktycznie dostajemy odpowiedź kto stoi za zniknięciem dziewczyny, ale zupełnie niezrozumiałe jest co kierowało tą osobą. Ja byłam bardzo tego ciekawa, no więc czytałam i czytałam… i wtedy na strony powieści wkroczył Floyd – „idealny” facet z kawiarni.


Boże, jak ja go nie lubiłam! Śmierdział mi psychopatą, ale nie takim z tych fajnych książkowych czubków. Ci psychopatą pachną, a Floyd nim śmierdział.  Fuj. Od momentu pojawienia się jego postaci zaczęłam mieć lekki problem z tą książką. Z jednej strony ciągle byłam piekielnie ciekawa tego co stało się z Ellie  (a raczej DLACZEGO się to stało), a do tego zaczęłam też próbować rozgryźć tajemnicę Poppy – córki Floyda. Z drugiej jednak strony pojawienie się tego faceta oznaczało pojawienie się romansu, a ten był beznadziejny. Ja rozumiem, że autorka chciała dać czytelnikowi znać, że Floyd nie jest do końca normalny, ale nadal to, jak zbiegał o względy Laurel działało mi okrutnie na nerwy.  To było takie… kurcze, nie umiem znaleźć prostych słów, które oddałyby to, jak się czułam czytając o tym romansie. Nieprzyjemne. Przesłodzone. Podejrzane. Śliskie. Fujka. Chyba najbliższa prawdzie jest „fujka”… xD


Z resztą Laurel też mnie irytowała. Była tak ślepo zapatrzona w idealnego Floyda, tak poraniona doświadczeniami z przeszłości, że niemalże każda jej decyzja wydawała mi się nietrafioną. Z jednej strony rozumiem, że szukała normalności, okej. Ale z drugiej przerażało mnie trochę to, że pomimo iż z jej myśli wiedziałam, że ona czuje, że coś jest nie tak, że coś jej tu śmierdzi itd., ona w zasadzie zupełnie ignorowała to przeczucie i pakowała się w całą tę sprawę co raz to głębiej.  No żesz kurde Felek, a gdzie instynkt? Gdzie mózg? Gdzie kobieca intuicja? Nie polubiłyśmy się z Laurel. No trudno.


Szczerze mówiąc nie polubiłam żadnej z postaci pojawiających się w Kiedy ciebie nie ma. Czy to minus? Nie wiem. Może nie do końca. Bo wiecie, te postacie są złożone, są ciekawe i przemyślane tylko… no są nietajne, nieprzyjemne. Psychol na psycholu, dziwak obok dziwaka, każdy z jakimś traumatycznym przejściem, pieprzniętą rodziną czy czymś w tym stylu. Także jeśli lubicie takie psychologiczne cuda – śmiało, to coś dla was. Ja w sumie zwykle lubię babrać się w umysłach dziwnych postaci, ale tym razem coś mi tu nie grało, przynajmniej przez większość książki.


Muszę jednak przyznać, że rozwiązanie tajemnicy zniknięcia Ellie mi się podobało. W prawdzie w dużej mierze rozkminiłam je sama, ale nadal opis tego wszystkiego był dobry. Ciekawy. Kurcze, nie wiem co ja wam więcej o tym mogę powiedzieć, a generalnie to właśnie wątek Ellie najbardziej mnie do tej książki przyciągał i do niej przekonywał. Był jej największym plusem, a jednocześnie nie wiem jak o nim mówić bez spoilerów. Ratunku! Może więc zaufacie mi na słowo jeśli powiem, że tajemnica zaginięcia Ellie, jej historia od momentu przekroczenia progu domu i to, kto za tym stał i jaki był popieprzony było dobryńkie? Zaufacie? Zaufaaajcie, nie bądźcie tacy! ;P


Generalnie do stylu Lisy Jewell nie mogę się przyczepić. Autorka ma tę lekkość pióra, dzięki której czytanie nie boli, a kartek jakoś niepostrzeżenie ubywa. Umie wpłynąć na wyobraźnie czytelnika, potrafi bawić się narracją, splatać ze sobą różne punkty widzenia i to jest bardzo dobre. Za to autorka ma u mnie plusa.


Za to za finał książki dostaje minusa. Szczerze? Ja bym to skończyła o wiele wcześniej. Jewel przekombinowała i ze spoko historii o zaginionej córce zrobiła coś przerysowanego i sztucznie przedłużonego. Nie mogę wdawać się w szczegóły (w końcu mówimy o rozwiązaniu głównego problemu xD), ale sytuacja wyglądała tak, że już poznaliśmy całą tajemnicę, już było spoko… a tu nagle jeszcze dowiadujemy się o jakichś dodatkowych, zbędnych detalach, zostajemy zmuszeni do czytania o bohaterach, których nawet nie polubiliśmy (znaczy ja nie polubiłam xD), każe się nam ich żałować itp… No ja bym to sobie odpuściła. Nie komplikowała tego dodatkowo. Co za dużo, to nie zdrowo.


Tak więc finalnie Kiedy ciebie nie ma zapamiętam jako thriller, który „chciał za bardzo”. Podobał mi się pomysł autorki na tę historię, przez większość czasu podobało mi się wykonanie, ale końcówka mnie zawiodła. Chociaż nie, to złe słowo. Ona mnie znużyła, o. Lisa Jewell stworzyła ciekawych bohaterów, których ciężko polubić. Czy to plus czy minus – sami oceńcie. Nie żałuję, że wzięłam się za tę książkę, nie czuję, żebym zmarnowała z nią mój czas. Czy ją wam polecam? W sumie… czemu by nie? Jeśli lubicie thrillery, te bardziej idące w psychologię i grzebanie w przeszłości, niż w krew i mordy, to może się wam spodobać nawet pomimo wad i minusów, o których wspominałam ;)


Koniecznie dajcie mi znać, czy już znacie tę historię. Jeśli tak, to co o niej sądzicie? Jeśli nie, to czy planujecie poznać? :D


Trzymajcie się ciepło w te mrrroźne dni!
Ula ;*





Tytuł oryginału: Then She Was Gone
Tłumaczenie: Danuta Śmierzchalska
Ilość stron: 302
Wydawnictwo: Edipresse Polska

2 komentarze:

  1. Ja mam już tę książkę na czytniku, więc przeczytam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. A widzisz, mnie się okrutnie podobała. PRZEOKRUTNIE wręcz. Ty nie polubiłaś żadnego bohatera, ja za to zapałałam sympatią do Ellie, a na samym końcu, przy liście, aż poleciały mi łzy. Do tego styl Jewell -AAAAACH, nie raz i nie dwa miałam gęsią skórkę.

    Pozdrawiam cieplutko,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)