Czołem Gwiazdki!
Zazwyczaj nie biorę się za recenzję ostatnich tomów, bo niby mija mi się
to z celem, ale w tym przypadku postanowiłam zrobić wyjątek. Dlaczego? Bo o tej
trylogii mówi się zbyt cicho, zbyt mało i zbyt rzadko! A tak być nie powinno. Malfetto.
Północna gwiazda to ostatni tom trylogii, o której należy trąbić. A
więc uwaga: zaczynam trąbienie ;)
W SKRÓCIE
Nie bijcie i nie gryźcie, ale opis będzie "nie mój". Walczyłam z tym, aby go napisać, ale mam wrażenie, że w każdym zdaniu czaił sie mniejszy lub wiekszy spoiler. Ten opis wydaje mis ię po prostu bezpieczniejszy dla Was ;)
Adelina staje przeciwko tym, którzy ją zdradzili i dokonuje ostatecznej zemsty, a mrok z jej wnętrza zaczyna wymykać się spod kontroli i zatacza coraz szersze kręgi, zagrażając wszystkiemu, co dziewczyna osiągnęła. Kiedy pojawia się kolejne niebezpieczeństwo, Adelina musi rozdrapać stare rany, stawiając w niebezpieczeństwie nie tylko siebie, ale wszystkich malfetto. Aby chronić królestwo, Adelina i jej Drużyna Róży musi połączyć siły z Bractwem Sztyletu i wyruszyć na ryzykowaną wyprawę. Ten niełatwy sojusz może zaś okazać się prawdziwym niebezpieczeństwem.
NA POCZĄTKU
O KOŃCU
Pozwólcie, że zacznę od końca. Szczerze?
Marie Lu już drugi raz zabiła mnie
zakończeniem swojej trylogii. Za pierwszym razem miałam ochotę oskalpować
ją za finał Legendy. Tym razem ze
łzami w oczach czytałam ostatnie strony Północnej
gwiazdy.
To.
Było.
Cholernie.
Dobre.
Nie zdradzę wam, czy na końcu czeka was happy end, czy wręcz
przeciwnie. Nie powiem, czy moje łzy były łzami szczęścia, czy smutku. Powiem jedynie, że jeśli każda książka
kończyłaby się w ten sposób, to moje serce byłoby nieodwracalnie podarte na
strzępy. Dla takiego finału warto zarwać nockę. Serio.
WYOBRAŹNIA
NIE WYRABIAŁA
Obłędne jest to, jak bardzo Lu
potrafiła pobudzić moją wyobraźnię. Język, jakim się posługiwała był tak
plastyczny, tak gibki i tak klimatyczny, że czytając miałam przed oczami
mroczne obrazy spowite czarną mgłą, a w uszach raz po raz słyszałam szepty,
które sprowadzały Adelinę na ścieżkę szaleństwa. Absolutnie nie przesadzam
mówiąc, że Lu potrafi malować słowem.
To było magiczne. Najbardziej można było to odczuć w momentach, w których
Adelina przejmowała władzę nad umysłami zdrajców i podsyłała im wizje okrutnych
tortur. W momencie, kiedy buntownik stał
na środku placu i wrzeszczał zwijając się z bólu towarzyszącego obdzieraniu ze
skóry, a tak na prawdę nie był nawet dotknięty ostrzem… kurcze, to było coś
ohydnie niesamowitego. I chyba właśnie za to uwielbiam Malfetto. Za tę brutalność i czyste, krystaliczne zło, które
autorka przede mną roztacza w taki sposób, że buzia mimochodem mi się otwiera,
a oczy rozszerzają z niedowierzenia.
NIE
MYŚLCIE, ŻE ICH ZNACIE
Zazwyczaj jeśli w książkach (lub filmach) grupa ludzi łączy się w
drużynę i wyrusza na wspólną wyprawę, to albo są to przyjaciele, albo osoby
zupełnie sobie obce. Takie rozwiązanie jest proste. Wtedy wyprawa jest
przyjemna, można pożartować, można na siebie liczyć. Jest cacy. W Malfetto jednak książkowy dream team składa się
z ludzi, którzy najchętniej poderżnęliby sobie nawzajem gardziołki we śnie. I
to jest genialne! Od momentu, w którym dochodzi do sojuszu Sztyletów,
Adeliny oraz królowej Maeve nie mogłam oderwać się od lektury. Obserwowanie tej
napiętej atmosfery, tego jak ze trony na stronę relacje pomiędzy bohaterami
ulegają zmianie było fascynujące. Doszło
do tego, że miałam łzy w oczach, kiedy ginęła postać, której nie trawiłam od
pierwszego tomu, a z kolei kiedy śmierć poniósł Iny bohater, którego okrutnie
lubiłam… nawet mi powieka nie drgnęła. Zmiany, jakie zachodzą w Mrocznych
Piętnach są ogromne. Nie myślcie, że znacie którąkolwiek z postaci wykreowanych
przez Marie Lu. Poważnie.
TAKIE
TROCHĘ GoT
W Północnej gwieździe Lu
rozwija jeszcze bardziej wątek polityczny. Mamy tutaj porównanie dwóch
królowych – Adeliny oraz Maeve. Marie Lu
w bardzo dosadny i prosty sposób pokazuje różnice pomiędzy władcą kochanym
przez poddanych, a takim, który włada z pomocą strachu i terroru. Różnica jest
kolosalna. Adelina obejmując tron Kenettry weszła w gniazdo żmij. Nie mogła
nikomu ufać, nie wiedziała z której strony padnie kolejny cios, kto tym razem
spróbuje wbić jej sztylet w plecy. Z kolei Maeve mogła zawierzyć swoim
żołnierzom, była autorytetem i królową, jakiej pragnął by chyba każdy kraj. Według mnie Lu zasługuje na wiadro
cukierków za to, jak poprowadziła wątek walki o władzę w tej trylogii, a także
za to, jak go zakończyła.
NA DRODZE
DO SZALEŃSTWA
Wydaje mi się, że w każdej z poprzednich recenzji o tym wspominałam, a
więc i w tej muszę to zrobić. Ogromnym,
kolosalnym, olbrzymim plusem tej książki jest przemiana, jaka zachodzi w
Adelinie. Do tej pory główna bohaterka ze strony na stronę robiła się co
raz gorsza. Nie w znaczeniu, że irytowała czy głupiała. Absolutnie. Adelina
stawała się co raz bardziej rządna władzy, coraz mniej ludzka, coraz bardziej
opętana przez szepty i cienie. I w tym tomie jest to kontynuowane, przynajmniej
o pewnego momentu. Jednak tym razem im głębiej
zatapialiśmy się w historii królowej Kenettry, tym w dziewczynie zachodziły co
raz to większe i mniej spodziewane
zmiany. Szczerze? Spodziewałam się, że pod koniec książki Adelina skończy w
pokoju bez klamek, że szepty ją pokonają. Czy miałam rację? A może się myliłam?
Sami sprawdźcie. Nie zawiedziecie się!
A MIŁOŚĆ?
Tak już kończąc chcę powiedzieć o czymś, co dla niektórych z Was może
być istotne. Wątek romantyczny. Cóż,
według mnie Malfetto ma najsubtelniejszy wątek miłosny, jaki do tej pory
spotkałam w książkach. On jest, owszem. Ale na pięćset stron zajmuje może piętnaście?
Może dziesięć? Słowo daję, miłość tutaj
pląta się w tle, ale nie jest bez znaczenia. To właśnie ona utrzymuje
Adelinę przy „zdrowych” zmysłach, to ona sprawia, że bohaterowie podejmują
pewne nieodwracalne decyzje, to ona często jest decydująca w kluczowych
momentach. Ale nie ma tu mowy o żadnych dzikich seksach, o romantycznych
kolacyjkach, o ostrym flirtowaniu. Więc:
tak, miłość jest, ale nie taka jak wszędzie. Ta miłość jest niezwykle
realistyczna, nieprzesłodzona, niewyidealizowana. Jest bardzo dobra. Sprawdzone
info ;).
REASUMUJĄC:
WARTO?
Jak jasna cholera, oczywiście że
warto! Nie mam pojęcia czemu o książkach Marie Lu jest tak cicho w Polsce,
ale mam nadzieje, że tym postem przekonałam was, że warto zapoznać się z jej twórczością.
Malfetto
to bardzo oryginalna, mroczna i ciekawa historia. To opowieść, która nie
pozostawia po sobie uczucia niedosytu. To perełka, którą polecam wam całym
sercem.
A może już znacie historie
Adeliny? Czy tak jak ja jesteście nią zachwyceni? A jeżeli nie, to czy
planujecie zanurzyć się w mrok razem z Mrocznymi Piętnami? Piszcie, czekam na
Was!
Trzymajcie się ciepło i
miejcie dziś niedorzeczne myśli. Warto czasem być troszkę niedorzecznym ;)
Ula ;*
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa ;)
Jejku, mam wrażenie, że wszyscy uwielbiają tą książkę. Ja natomiast jeszcze do książek w takim stylu nie jestem przekonana. Jakoś zawsze wolę wybrać romans albo kryminał ;)
OdpowiedzUsuńI tak kulisy z planu zdjęciowego tej książki są najlepsze! :P
OdpowiedzUsuńAktualnie jestem na drugim tomie "Legendy", która jak na razie mnie nie porwała, więc raczej odpuszczę sobie tę serię. :p Jestem jednak ciekawa dlaczego chciałaś ją oskalpować, a nóż zakocham się w jej twórczości i sięgnę po inne jej książki. :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej książce, ale skoro tak polecasz, to narobię!
OdpowiedzUsuńMyślę, że kanał na yt pomógłby Ci "wypromowaniu" tej ksiażki, tam jest większy odbiór;)
Pozdrawiam:)) Obserwuję
Zapraszam na naszego bloga
nadrobię* :P
UsuńMuszę w końcu sięgnąć po tę serię! Spróbuję to zrobić w te wakacje i mam nadzieję, że nareszcie mi się uda. Tym bardziej, że do historii Adeliny zabieram się już od dłuższego czasu :)
OdpowiedzUsuńRead With Passion
Wybacz, ale tę Twoją recenzję eno tak ciutkę przeleciałam, bo kurde... chyba to przeczytam!
OdpowiedzUsuńZnaczy jak się uwinę z recenzenckimi w sierpniu, co może być odrobinkę niewykonalne kuźwa xD
Ooo, widzę, że zmieniłaś forme cycatów, to dobre <3
Wgl kreatywność przy focie lvl 120382183912 xDD Ja też kiedyś tak miałam, jak położyłam książke na worku do śmieci xD
Buziaki babo :)
Kasia z niekulturalnie.pl :)
Chcę przeczytać tę serię i obiecuję Ci, że postaram się ją jak najszybciej zdobyć! :D
OdpowiedzUsuńDla zakończeń warto!
Ty cholero piekielna, pieniędzy nie mam, ale kurczę no, kupię! XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zachęcające! I zapisane na liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy nie czytałam jeszcze nic tej autorki... Teraz już wiem, że pora to zmienić! Bardzo fajna recenzja!
OdpowiedzUsuńPabottyro_books