Borze-szumiący-jak-ja-to-mam-napisać?
Nie mam zielonego pojęcia jak nie skrzywdzić tej książki moją
recenzją. I nie, broń Boże nie zamierzam was w niej w jakikolwiek sposób
oszukać. Po prostu przed lekturą Fałszywego
pocałunku Mary E. Pearson – bo to o nim
będzie mowa – to mnie skrzywdzono. Czym? Ano spoilerem. Pieruńsko dużym,
wrednym i szkaradnym spoilerem, który mocno wpłynął na mój odbiór tej książki. Postaram
się jednak wystawić o niej opinię zarówno z mojej perspektywy, czyli tej
niestety okaleczonej, jak i z perspektywy osoby, która na spoiler nie
natrafiła. Także tego… może wyjść dziwnie, ale mimo wszystko.. enjoy!
Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighan, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.*
CZEMU TAK,
A NIE INACZEJ?
Może więc zacznę od gorzkiej pigułki, aby potem móc bez skrępowania się
zachwycać, dobrze? Pierwsze +/- trzysta czy tam czterysta stron (w każdym razie
większość książki) „robi” pewien wątek. Pearson prowadzi go z niesamowitą
pewnością i bardzo sprawnie kieruje czytelnikiem. Tak, to właśnie ten
piekielnie ważny wątek mi zasapoilerowano w jednej z recenzji. Tak więc ja
przez zdecydowaną większość książki miałam w zasadzie pewność jak to się
skończy (nie książka, a jedynie jeden z ważniejszych – jeśli nie najważniejszy
- wątków), tak więc okradziono mnie z
efektu wow. A uwierzcie mi, że w normalnej sytuacji nie ma bata, żeby ten efekt
nie wystąpił. Idę o zakład, że szczęka wam opadnie, kiedy dojdziecie do tego
momentu powieści, serio. Właściwie to to za tę akcję już można pokochać Fałszywy pocałunek. Cóż, ja pokochałam
go za masę innych zalet, za to akurat nie bardzo, bo po prostu nie czerpałam w
pełnej przyjemności z tej części książki – w głowie miałam spoiler, który nie
pozwolił mi na zabawę w kotka i myszkę z autorką. Piekielnie tego żałuję, bo to
mogła być miłość od pierwszej strony…
MIŁOŚĆ Z
OPUŹNIONYM ZAPŁONEM
…a była miłością od strony czterysetnej xD W momencie, kiedy spoiler przestał mieć znaczenie miałam przed sobą
jeszcze ponad sto stron lektury i dosłownie pochłonęłam je duszkiem. Boże,
jakie to było dobre! To właśnie stąd mój wniosek, że poprzednie czterysta
stron też byłoby dobre. Pearson nie
pozwoliła mi na ani chwilę nudy, do samego końca zaskakiwała mnie ze strony na stronę
i nie pozwalała na odłożenie książki. Paradoksalnie walczyłam z sobą, bo
nie wiedziałam, czy bardziej chcę poznać zakończenie tej historii, czy wolę to
przeciągać, aby jak najdłużej móc się zachwycać Fałszywym pocałunkiem. Jednak kiedy dotarłam do końca, byłam bliska
dobijania się do wydawnictwa z pytaniami o kolejny tom. Tak się czytelnikowi
nie robi. Tak się nie kończy książek. Nununu pani Pearson! Obecnie siedzę jak
na szpilkach w oczekiwaniu na kolejny tom. Swoją drogą wiecie może, kiedy można
się go spodziewać? Za wszelkie info płacę jak za prezydenta! :D
PŁYNIEMY,
MOI DRODZY, PŁYNIEMY ;)
Ale hej, czemu ja już przeszłam do zakończenia? Przecież po drodze
dzieje się tyle rzeczy wartych uwagi. Pierwszą z nich jest niesamowita lekkość, z jaką pisze mary E. Pearson. Przez tę książkę
się płynie. Pearson umie gibać językiem z takim wyczuciem, że nawet nie
zauważycie, kiedy wasz pokój zniknie, a otaczać zaczną was krzewy jeżyn, leśne
strumienie, średniowieczne karczmy i zajazdy… moja wyobraźnia dostała konkretnego kopa i miała się czym pożywić. Ta
historia jest przesiąknięta subtelnym, naturalnym humorem, barwnymi opisami,
dobrymi dialogami… właściwie nie mam się do czego przyczepić, a jedynie mogę
pochwalić całokształt.
A DLACZEGO?
PO CO? NA CO TO KOMU?
Jedyne co mnie zastanawia, to przeplatające
się przez książkę fragmenty tekstów z poprzedniej epoki. O tle historycznym
i politycznym jeszcze wam opowiem, ale generalnie wygląda to tak, że czasy, w
których dzieje się akcja książki poprzedzała epoka, w której wydarzył się
kataklizm, i odciął grubą linią świat „przed” od świata „po” nim. To, co stało się przed ów kataklizmem
osnute jest gęstą mgłą tajemnicy i w sumie nie do końca wiadomo jak o było naprawdę,
ale z tamtych czasów pozostało kilka książek, i właśnie ich fragmenty
oddzielają niektóre rozdziały. I z jednej strony ma to później znaczenie
dla fabuły, ogromne znaczenie coś tak czuję, ale jakby… w momencie, kiedy te
fragmenty są przytaczane nie mają one większej wartości, a więc ja się pytam: po co? Ale to jest tak malutki drobiazg, że
właściwie mogłabym o nim nie wspominać. Ale już wspomniałam. Pobite ary. Rozlane
mleko. I takie tam ;).
*miejsce na
czysty zachwyt*
Ostatnimi czasy miałam straszny
głód na miłostki, a Kasia z niekulturalne.pl (hmm… można ją nazwać
niekulturalną Kasią? W sumie nie wiem, ale pasowałoby xD <3) swego czasu
zatruwała mi życie tym, jaki to wątek romantyczny w Fałszywym pocałunku jest dobry. Właściwie podchodziłam do tego ciut
sceptycznie, no ale z braku laku postanowiłam zaspokoić mój głód w nadziei, że
Kaśka ma racje. Miała. O luju, jak nigdy miała! Miłość z tej książki to po prostu majstersztyk! Pierwszy raz od
bardzo dawna nie wiedziałam, czy bardziej ciekawi mnie wątek romantyczny, czy
polityczny, czy… właściwie w tej książce
ciekawiło mnie wszystko, ale chyba jednak romans mi ją „zrobił”. W dodatku
Pearson postanowiła na pożegnanie złamać mi serce. Spokojnie, to akurat żaden
spoiler, bo do tej pory nie wybrałam który z panów jest moim faworytem. I znów – pierwszy raz od bardzo dawna podoba mi
się trójkąt miłosny w książce. Bo jest
dobry. Bo nie jest idiotycznie schematyczny. I przede wszystkim – bo nie wiem
czego się po nim spodziewać. Cholera, chcę więcej takich książek. I takich
wątków.
…MRRRAU!
…i takich mężczyzn! Święta
Petronelo, Pearson wykreowała facetów idealnych. Nie, nie chodzi mi tu o to, że
nie mieli wad. Właśnie ze mieli, byli
ludzcy, popełniali błędy, mylili się i tak dalej, ale to tylko zwiększało moją
sympatię zarówno do Rafe’a, jak i do Kadena. Jak już mówiłam – nie potrafię
się zdecydować, który z nich jest lepszy. Obaj mnie kupili. Obu z chęcią bym
przygarnęła pod swój dach ;). Obaj są tajemniczy
i intrygujący, a to chyba najważniejsze. Obu chcę więcej. Duuuużooo więcej!
O KOBIETACH Z JAJAMI!
Oprócz mężczyzn w książce pojawiają się też i postacie żeńskie. To, co bardzo mi się spodobało, to fakt, że Pearson nie kreuje ich na takie słodkie
idiotki, jakieś głupiutkie dziewki, a wręcz przeciwnie – pokazuje siłę kobiet w
świecie jakby nie patrzeć zdominowanym przez mężczyzn (umówmy się, że w
czasie wojny w czasach podobnych do naszego średniowiecza faceci byli górą). Zacznijmy od Lii, która na początku
odrobinę mnie zirytowała infantylnością, ale już chwilę po tym nadrobiła
wszystko swoim hartem ducha i tym, jak zachowywała się po ucieczce. Śmiało
można powiedzieć, że dziewczyna miała jaja. Nie sposób jej nie polubić, mówię
wam. Później przychodzi kolej na przesympatyczną przyjaciółkę księżniczki – Pauline. Ta również jest po prostu do
schrupania, i chociaż przejawia odrobinę naiwne podejście w kwestii miłości, to
w każdym innym aspekcie spokojnie dorównuje Lii. Są jeszcze dwie panie, obie
harde, obie wyposażone w pazury, cięte języki i bystre umysły. Tak więc za kreację postaci Pearson dostaje
ode mnie solidną piąteczkę. Zasłużyła.
CZUJESZ TO? JA TO CZUJĘ
Wiecie co jeszcze jest niesamowite? Świat wykreowany przez Pearson. Z początku miałam w głowie lekki
mętlik, bo wrzucono mnie prosto do zamkowej Sali, w której odprawiano jakiś
magiczny rytuał tatuowania (znaczy się taką jakby henną, nie trwale) głównej
bohaterki, dostałam w japę ogromem
dziwnych nazw państw, jakichś społeczności, ludów, nazwisk, zależności itp… ale
moje zagubienie w temacie nie trwało długo. Po chwili Pearson jakoś tak
płynnie wszystko mi wytłumaczyła i w lot pojęłam prawa rządzące w wykreowanym
przez nią uniwersum. Na plus liczę jej to, że już na pierwszy rzut oka widać, że autorka wszystko sobie dokładnie
przemyślała. Wybaczcie to określenie, ale tu wszystko trzyma się kupy. Jest
dopracowane, dopięte na ostatni guzik. I
tyczy się to zarówno sytuacji politycznej (coś pięknego, - tego też chcę
więcej, ale to już pewnie wiecie xD), jak i historii państw, w których toczy
się akcja powieści. Cóż więcej mogę dodać? To jest po prostu piekielnie
dobre, o.
MAGIA,
PANIE!
Kończąc muszę jeszcze wspomnieć
o tym, co mnie oczarowało. Jak już wspominałam, w książce pojawiają się
fragmenty legend mitów… jak zwał, tak zwał. Szczerze mówiąc ogromnie lubię takie zabiegi, kiedy do książki wplata
się takie cudeńka. A jeszcze bardziej lubię, kiedy one ożywają. Dzieje się
tak w Córce zjadaczki grzechów,
dzieje się tak w GoT, i dzieje się
tak w Fałszywym pocałunku. Osobiście czerpałam (i mam nadzieję, że w
kolejnych tomach nadal będę czerpać) ogromną
frajdę z odkrywania zapomnianych faktów, z odnajdywania ziarenek prawdy w
opowieściach przekazywanych z dziada pradziada przez pokolenia. To zawsze
jest takie magiczne, mrrrr! I tutaj też jest ta magia starych opowieści. No po
prostu miód malina i orzeszki, moi drodzy!
PODSUMOWUJĄC
Tak sobie myślę, że chyba jednak udało mi się nie skrzywdzić tej
książki, nie? Musicie wybaczyć mi te
zachwyty, ale inaczej nie potrafiłam. Szukałam zgrzytów, szukałam niedociągnięć,
ale oprócz tych wierszowanych przerywników jako żywo nie dostrzegam większych
wad. Pytanie się, czy polecam wam tę książkę chyba nie ma sensu. Oczywiście, że ją polecam! Bez kitu, to
jedna z najlepszych powieści tego typu, jaką czytałam! Jest tu wszystko, co tygryski
lubią najbardziej: jest miłość, są nieziemscy mężczyźni, jest dopracowany
świat, jest szczypta magii… lodzio miodzie, panie i panowie, lodzio miodzio!
A wy już mieliście okazję
zakochać się w tej historii? Nie? To co, nadrabiacie to szybciorem? :D A jeśli już
ją czytaliście, to dajcie mi znać, czy nie mając zaspoilerowanego wątku z
początku książki domyśliliście się co tam się wyprawia? Jestem ogromnie tego
ciekawa!
Całusy i ten… mikołajki
za pasem, także bądźcie grzeczni, bo prezentów nie będzie!
Ula ;*
Dobra, przybyłam i już się odzywam xD
OdpowiedzUsuń1. Oszołomom, które nie mają na tyle oleju w głowie, by nie zataić którego elementu książki dotyczył plot twist - na pohybel!
2. Od dwóch dni na blogach podpisuje się "Niekulturalna Kasia", więc trafiłaś w dyche! xD
3. Ta ksiażka jest zajebiście dobra, tyle mam do powiedzenia. Gdy już MNIE podoba się wątek romantyczny, to naprawdę musi być coś xD
4. Jedynym minusem jest w ciul niefotogeniczna okładka, bo ni cholery nie idzie jej zdjęcia zrobić xD
Chyba rzeczywiście muszę nadrobić i przeczytać tę książkę. Wydaje się być naprawdę ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńTym razem nie moje klimaty.:)
OdpowiedzUsuńJa nadrabiam! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Mnie ta książka totalnie zawiodła. Wcale mi się nie spodobała.
OdpowiedzUsuńHaaaalo, czemu ja trafiam tutaj dopiero teraz?! Bardzo podoba mi się jak piszesz śmieszku ;)
OdpowiedzUsuńJak obie tak z Kasią zachwalacie to teraz aż głupio się nie zabrać... Tym bardziej że ja wybitnie doceniam dobrze rozpisany wątek romantyczny bo robi mi się słabo jak czytam o jakiś związkach z tak zwanej DUPY które są głupie, mdłe i przerysowane do granic możliwości.
U mnie wyglądało to trochę inaczej - właśnie najbardziej w tej książce nie podobał mi się wątek romantyczny, ale przynajmniej tyle dobrego, że nikt mi tej książki nie zaspojlerował więc zostałam zaskoczona tym plot twistem autorki. Dla mnie powieść była bardzo zwyczajna, niewyróżniająca się na tle innych młodzieżówek, ale cóż... każdy może mieć inne zdanie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
No dzięki, wiesz :D Przez Ciebie jeszcze bardziej chcę przeczytać tę książkę, bo kurde ona mi się na pewno spodoba! Ale mój portfel w tej chwili leży i kwiczy, bo zakupy na Black Friday, urodziny i święta i no... xd Właśnie, zakupy - przyznaję bez bicia, że totalnie zapomniałam, jak bardzo chciałam przeczytać "Fałszywy pocałunek" :(
OdpowiedzUsuńRecenzja jak zawsze świetna ^^
Zabookowany świat Pauli
Wiedziałam, że muszę ją przeczytać, ale teraz ze zwykłego stosu tbr muszę przesunąć tę książkę na stos "przeczytać-bo-ula-się-tak-zachwyca-że-aż-szok" XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To Read Or Not To Read
A mnie ta książka pokonała :( już jestem na nią za stara...
OdpowiedzUsuńNo, brzmi naprawdę nieźle, więc muszę nadrobić koniecznie ;)
OdpowiedzUsuń