Strony

środa, 22 marca 2017

Upośledzone Star Wars, czyli Gwiezdny wojownik Katarzyny Bereniki Miszczuk

Cześć Krewetki!
Cholera, zwlekałam z napisaniem tej recenzji już chyba tydzień… no, może nie cały. Ale jak zwykle recenzję pisze maksymalnie dzień czy dwa dni po przeczytaniu książki, tak tutaj uznałam, że to najgorsze, co mogłabym zrobić. Wyszedłby z tego jeden wielki bluzg i hejt. Serio. Pozwoliłam więc ułożyć się myślom w głowie i… i teraz piszę dla Was recenzję książki Katarzyny Bereniki Miszczuk pt. Gwiezdny wojownik. Działko, szlafrok i księżniczka.


W (NIE TAK ZNOWU) OGROMNYM SKRÓCIE
Mamy rok 2463. W stronę Ziemi zmierza asteroida, która ma dokończyć dzieła zniszczenia, które od lat sieją na planecie ludzie i ostatecznie zniszczyć glob. Aby temu zapobiec, armia wysyła żołnierzy  z misją ratunkowa – mają zniszczyć asteroidę, nim ta dotrze do Ziemi, a jeżeli to im się nie uda, mają uderzyć w nią statkiem – Gwiezdnym Wojownikiem. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, iż pojazd ten jest wrakiem, a cała załoga leci na tę wyprawę tylko i wyłącznie dlatego, że zostali zaszantażowani. Nikomu nie uśmiecha się zostanie kosmicznym kamikadze.
W tym samym czasie dwa Królestwa – Makrosoftu i Epple, które od lat toczą ze sobą spory, postanawiają zawrzeć sojusz oparty na małżeństwie księcia Epple i księżniczki Makrosoftu.
Czy dojdzie do ślubu? Co łączy ze sobą oba te wątki? Jak zakończy się misja ratunkowa Gwiezdnego Wojownika? Odpowiedzi poszukajcie w książce.

*CYK CYK CYK* ŚWIERSZCZE CYKAJĄ
W poprzedniej recenzji zasypałam was cytatami i powiedziałam, że w następnej cytatów nie uświadczycie. I słowa dotrzymam. Nie dlatego, żeby zachować równowagę. Po prostu przez bite 300 stron nie znalazł się ani jeden fragment godny mojej uwagi i zaznaczenia. Napis z okładki głosi, iż Gwiezdny Wojownik jest „przyprawiony sporą dawką ciętego humoru” i przyznaję, że była to druga z rzeczy, która skłoniła mnie do sięgnięcia po tę książkę. Tylko problem jest taki, że tego humoru nie odnalazłam. Żarty w książce są beznadziejne, infantylne i sztuczne. „Komiczna powieść kosmiczna” ma  w sobie mniej więcej tyle komizmu, ile jest czystego powietrza w Krakowie. Żarty mają poziom… cholera, no taki, na którym zwykły poruszać się glizdki i inne chrobaki podziemne. Dno. Zaiste. Jeśli więc szukacie zabawnej historii, to nie tędy droga. Serio.

KTOŚ TU ROBI ZE MNIE DEBILA
I to dość bezczelnie. Zacznijmy od królestw Makrosoftu i Epple, które są dla siebie konkurencją, a wzbogaciły się na przemyśle informatycznym/elektronicznym/komputerowym/zwał jak zwał. Serio? To już subtelniej się nie dało? Trzeba było cisnąć mi miedzy oczy Microsoftem i Apple? Dodajmy do tego księżniczkę Makrosoftu, która niesamowicie przypomina z wyglądu Leie ze Star Wars, władców obu królestw, którzy pojawili się na ułamek sekundy, a ja przez te kilka stron zdążyłam zajść w głowę jakim cholera cudem oni się dorobili fortuny, skoro na moje oko obaj byli umysłowymi inwalidami. Z resztą o bohaterach jeszcze wam opowiem. Mam wrażenie, ze Miszczuk serio pisząc to myślała, ze czytać to będzie zgraja debili. Bo o ile można by tę historię opowiedzieć naprawdę fajnie, to… a z resztą, to zasługuje chyba na osobny akapit.

NO I SIĘ PRZELICZYŁAM…
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Miszczuk. Po opisie i zapewnieniu, które znalazłam na okładce, mówiącym, że „Gwiezdny Wojownik przypadnie do gustu nie tylko fanom SF”, liczyłam na to, że albo cała ta kosmiczność zostanie przedstawiona w sposób delikatniejszy i łatwiejszy do przyswojenia niż u takiego np. Lema, albo autorka osłodzi galaktyczną historię wątkiem miłosnym, który będzie ratunkiem dla tych, którzy nie są przekonani do Science Fiction. Nic z tych rzeczy. Kwestie kosmiczne, takie jak wygląd i właściwości statków kosmicznych, broni, nowych technologii, etc. zostały po prostu potraktowane… nawet gorzej, niż po macoszemu. Nie dowiedziałam się jak działa skradziona nieumyślnie broń masowej zagłady, nie znalazłam żadnego opisu statku, tak z zewnątrz, jak i wewnątrz, który pobudziłby moją wyobraźnie… zero. Null. A wątek romantyczny był jednym z gorszych, jakie ostatnio miałam „przyjemność” czytać. Skrajnie nijaki, wysnuty z emocji i… miłości. Płytki i banalny. W zasadzie jedynym jego plusem było to, że nie zdominował tej historii. Właściwie tu nic nie dominuje. To się czyta, bo się czyta. Nawet nie czuje się gniewu na beznadziejność tej książki. Nic się nie czuje. Po prostu czeka się na koniec. To już wolałabym się wkurzyć… zawsze to jakaś emocja :/.

NIE MYLMY KSIĄŻKI Z SERIALEM!
Kolejnym minusem jest sposób, w jaki poprowadzono narrację w Gwiezdnym Wojowniku. To mi się skojarzyło z tym, jak opowiada się historię w serialach lub filmach. Bo widzicie, w tej książce swoje pięć minut miał każdy. Narracja skacze od jednego bohatera, do drugiego, tak, że w jednym rozdziale dwa akapity opowiada nam mechanik Misiek, następnie wchodzimy do głowy kapitana statku, później księżniczki, następnie nawigatora, a nawet komputera pokładowego. I przez to skakanie z kwiatka na kwiatek historia robi się nijaka. Nie mamy jak związać się z którymkolwiek z bohaterów, bo zbyt krótko się z nimi stykamy, jest to zbyt chaotyczne.

UMRZYJCIE, MI TO RYBKA
Same postacie są nam obojętne. Przynajmniej mi były, bez żadnego wyjątku. Nie uroniłabym łezki, gdyby przypadkiem im się ten cholerny Gwiezdny Wojownik rozleciał w diabły. Miszczuk totalnie zaniedbała kreację postaci, przez co wyszły okrutnie sztuczne. Jednej z nich na przykład w czasie lotu zamordowano kogoś bardzo bliskiego. I co? Myślicie, że jakoś to ją/go obeszło? Bynajmniej. Emocjonalne zero. Księżniczka z kolei chyba miała jakiś wewnętrzny konflikt osobowości, bo najpierw uciekła przed własnym ślubem… a potem siedziała na statku zdołowana, że jej siostra odbije jedynego księcia w galaktyce i z kim ona w takim razie się ożeni? W przypadku podrobionej Lei logika poszła w las. Pozostali bohaterowie nie są wcale lepsi. Mamy lekarza, który od początku faszeruje się wszystkimi możliwymi proszkami, jakie znajdzie na statku, mamy kapitana-alkoholika, który z braku laku jest gotów filtrować sobie denaturat przez chleb, byle tylko mieć co wypić. Jest tu też operatorka działka, która… ona chyba miała być elementem kobieco-erotyczno-seksownym. Tak coś czuję. W każdym razie przez 300 stron nie robi nic. Podobnie jak kolejna z kobiet na pokładzie – tym razem cechująca się anty-kobiecością  i ujemnym erotyzmem. Jest jeszcze nawigator-lovelas i mechanik tak zmyślny… że na wstępie zapomniał przymocować najważniejszy element do statku, przez co odlecieli bez niego. Takie śmieszki, rozumiecie. A, no i jest jeszcze komputer pokładowy Zygmunt, miłujący się w psychoanalizie, kapitan (a może to był generał?) Borowik i Anarha – ci dwoje to akurat czarne charaktery. Ale chyba nie piorą w pervolu, bo ich czarność pozostawia wiele do życzenia. W każdym bądź razie bohaterów jest od groma, a wszystkich łączy jedno: zupełny brak charakteru, sztuczność i dysmózgia.

KOŃCZ WAŚĆ…
Uff. Więcej grzechów nie pamiętam. Podsumowując Gwiezdny Wojownik okazał się totalna klapą. Historia, która mogłaby zaciekawić i wkręcić została spartaczona od podstaw. Brak klimatu kosmosu, brak szczegółów, luki w logice i fabule, a do tego beznadziejnie wykreowani bohaterowie skutecznie psują tę opowieść. Jak już się pewnie domyślacie… nie mogę tego cholerstwa polecić. Przykro mi. Nie tym razem ;/.


A wy czytaliście może Gwiezdnego Wojownika? Jak wrażenia? A, i… czy inne książki Miszczuk są równie tragiczne? Bo miałam smaka na Szeptuchę, ale teraz to się jej obawiam… Pomóżcie!

Trzymajcie się ciepło!
Q.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Uroboros ;)


24 komentarze:

  1. Zostałaś moim mistrzem. Porównanie ilości komizmu do czystego powietrza w Krakowie - bezcenne.
    Ja Miszczuk nie trawię. Miałam tę (nie) przyjemność czytać Wilka i Wilczycę i... Obie książki wylądowały w najgorszych tamtego roku. Jestem tak do tej autorki zrażona, że to Ma-Sa-Kra.
    A jak widziałam w Empiku Gwiezdnego wojownika to myślałam, że to coś z uniwersum Star warsów, no bo tytuł nawiązuje + Leia na okładce. Ale nieeeee XD

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jakoś samo mi się porównało xDDDD
      Ja może jej dam kiedyś drugą szansę... zależy od tego, co ludzie mi o Szeptusze powiedzą ;/
      Ej ale ja miałam to samo! A czika z okładki to ta księżniczka, co to jest klonem Lei xD
      Buźka ;*

      Usuń
  2. Jezu, ten opis już boli. Serio? Microsoft i Apple...? Królestwa...? Przepraszam, ale raczej opcji nie ma, by świat tak za ileś lat wyglądał. Rozumiem, że to miała być komedia, ale emm... chyba dla 10-latka? Albo 12, który marzy o Apple, ale jego rodziców nie stać, czy coś? Ja tą panią kojarzę z książek "Ja, diablica" oraz tej jej "Szeptuchy" przez blogi, ale jeśli ona ma taki humor to na razie chyba zupełnie w zapomnienie pójdą XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak czy siak książkę przeczytam, bo wygrałam ją w konkursie więc podejdę do niej z dystansem i może jakoś dobrnę do końca. Chyba, że jakimś cudem mi się spodoba, przecież na to zawsze jest szansa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, ta okładka wygląda jak opakowanie kasety VHS od ruskich :D u mnie na blogu również dzisiaj gości pani Miszczuk, tylko że z "Ja, diablica" i co prawda nie byłam aż tak surowa jak Ty, ale też póki co podziękuję za jej twórczość, a już na pewno za "Gwiezdnego Wojownika" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja zraziłam się do tej autorki po jej książce "Ja diablica", która była absurdalna i dość głupiutka, a humor był dość infantylny, a żarty słabe. Na 100% nie przeczytam tej książki, chociaż opis brzmiał zachęcająco, ale po twojej opinii odpuszczam. Nie chce drugiej diablicy i męczenia się z książką. :')
    Pozdrowionka! :>
    recenzjeklaudii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś przeczuwam, że mi też ta książka nie przypadnie do gustu, więc podziękuję ;P Ale pani Miszczuk chciałabym dać szansę i przeczytać np. Szeptuchę ;D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytajac o bohaterach mialam wrazenie ze specjalnie wsadzili ich do tego statku z nadzieja ze albo popelnia to kosmiczne kamikadze albo statek rozpadnie sie w proch gdzies w odleglej galaktyce i swiet pozbedzie sie tych idiotow raz na zawsze. Na szczescie nie mialam stycznosci z ta ksiazka i pewnie noe bede nigdy miec bo nie czytam zbytnio sf a poza tym skutecznie mnie zniechecilas xd
    Pozdawiam i zapraszam do siebie:
    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ajajaj, dziękuję za recenzję. Małe prawdopodobieństwo, żebym kiedykolwiek sięgnęła po tę powieść, nawet nie czytając żadnej recenzji. Teraz już mam pewność, że będę trzymać się z daleka. Świetnie dobrane gify, uwielbiam!
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o Miszczuk to ja niezmiernie polecam Diablice <3 Ja tam uwielbiam, no nie wiem, ja się śmiałam jak wariatka... I kurczę, szkoda, że to okazało się takie marne, bo chciałam przeczytać. A teraz to nie wiem, bo... No nie chcę sobie zepsuć dobrego zdania o Miszczuk... Nie wiem, przeczytam "Szeptuchę", to na pewno, a to się jeszcze okaże czy zdecyduję się sięgnąć po Wojownika, chociaż po twojej recenzji jakoś nie mam na to ochoty :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Chociaż lubię tej Autorki cykl "Kwiat paproci" i drugi z "Wiktorią Biankowską" to tego właśnie się obawiałam w "Gwiezdnym wojowniku". Czułam po prostu, że weszła w nie swój temat, chociaż nie czytałam. Jakoś kompletnie nie porwała mnie ani okładka, ani tytuł, ani opis. No i jak nie zamierzałam tak nadal nie zamierzam tej książki czytać.
    Natomiast nie mogę się doczekać trzeciej części "Kwiatu paproci". Mniej czekam na czwarty tom o Wiki, bo trzeci wydał mi się już przesadzony i obawiam się, co tam mogło się wydarzyć w czwartym... No nic, zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem Ci tak. Czytałam wiele recenzji przeróżnych książek, ale to pierwsza którą czytałam z ogromną przyjemnością. Nie pominęłam żadnego zdania, bo tak mnie to zaciekawiło :D
    Sama chętnie przeczytałabym tę książkę żeby móc ją najzwyczajniej świecie zjechać :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie czytałam, ale mam na półce :/ Po 'ja, diabolica' (diablica?) Wiem, że możemy się spodziewać już po prostu wszystkiego. Tam nie było fabuły, ale nadrabiali zabawnie bohaterowie. Chociaż do wątku miłosnego mięty nie poczułam.
    'Szeptucha' jest już mniej więcej na poziomie, od niej proponowałabym zacząć przygodę z twórczością pani Miszczuk, bo jest spora szansa, że człowiek się nie zawiedzie. ;)

    Pozdrawiam!
    tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba logiczne, że po to nie sięgnę... :D Wolę autorkę w typie kryminałów, tak mi się wydaje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Komizmu tyle, ile czystego powietrza w Krakowie xDD Mickiewicz nie powstydziłby się takiego porównania! :D
    Ja obawiam się, że ta książka wywołałaby we mnie tylko jedno uczucie - złość. Uwielbiam Gwiezdne Wojny, ale nie zniosłabym podobieństwa do nich, chociażby w przypadku głównej bohaterki. Podobną sytuację miałam ostatnio z "Naznaczonymi śmiercią". Książka reklamowana dla fanów GW, denerwowała mnie swoim podobieństwem, a Nurt to ewidentna kalka Mocy. Nie mówiąc już o tym, że uniwersum też zostało potraktowane bardzo powierzchownie.
    Zresztą już ta dziewczyna na okładce ma włosy takie jak Leia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo się napisało :')
      Ja za SW nie przepadam, i właśnie dlatego wzięłam Gwiezdnego wojownika - miał się spodobać nawet tym, którzy nie lubią Sci-fi. A tu taki zawód :/
      Kurczę, na prawdę? A miałam już to kupować :') W takim razie Naznaczeni śmiercią jeszcze poczekają sobie w księgarni ;/

      Usuń
  15. Juz sam tytuł tej recenzji jest genialny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Spodziewałam się, że książka nie będzie rewelacyjna, ale że aż tak?! Teraz to nie będę mieć żadnych wyrzutów sumienia gdy jej nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja liczyłam, że będzie dobra :D Ale takiego czegoś się nie spodziewałam, zwłaszcza, że Szeptucha ma całkiem niezłe opinie, a i Diablicę Miszczuk mi polecano :')

      Usuń
  17. Dopiero dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i powiem Ci, że jesteś genialna. Masz taki luźny i nie wymuszony styl pisania. Ja bardzo zwracam uwagę na język w swoich recenzjach. Co do książki to nie miałam zamiaru jej czytać, bo Gwiezdne Wojny to nie moje klimaty, ale jakbym planowała to zrobić to wiedziałabym, że mam się trzymać od niej z daleka :)
    Pozdrawiam
    http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Chciałam tę książkę od dawna przeczytać,a le przez ciebie mam straszne obawy teraz :P Przeraża mnie to, że tak często zmieniane są perspektywy. W serialach to fajne jest,a le to książka, a nie serial!!! Szkoda też, że ciebie aż tak nie rozśmieszyła :P Dużo widziałam pozytywnych opinii o tej książce :P Niedługo na pewno ją przeczytam, jednak na razie sobie odpuszczę. Ale nie mówię nie na zawsze, bo za bardzo mnie ciekawi...myślę, że z dwa miesiące jeszcze poczeka xD
    Buziaki :*
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Pozytywnie nastawiłam się na tę książkę, a tu co? Nikomu się to chyba nie podobało. Czuję się zawiedziona, bo miałam to przeczytać. Ale co to to nie. Wydam kasę na coś lepszego. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Mnie do tej autorki jakoś nigdy nie ciągnęło, a wręcz odpychało, chociaż bez jakichś konkretnych powodów, bo nie czytałam żadnej jej książki, ale teraz widzę, że chyba ta moja reakcja obronna była zasadna i intuicja jednak działa dobrze. ;D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)