poniedziałek, 27 listopada 2017

Czyste dobro | Fałszywy pocałunek, Mary E. Pearson

Czołem Grzanki!
Borze-szumiący-jak-ja-to-mam-napisać?

Nie mam zielonego pojęcia jak nie skrzywdzić tej książki moją recenzją. I nie, broń Boże nie zamierzam was w niej w jakikolwiek sposób oszukać. Po prostu przed lekturą Fałszywego pocałunku  Mary E. Pearson – bo to o nim będzie mowa – to mnie skrzywdzono. Czym? Ano spoilerem. Pieruńsko dużym, wrednym i szkaradnym spoilerem, który mocno wpłynął na mój odbiór tej książki. Postaram się jednak wystawić o niej opinię zarówno z mojej perspektywy, czyli tej niestety okaleczonej, jak i z perspektywy osoby, która na spoiler nie natrafiła. Także tego… może wyjść dziwnie, ale mimo wszystko.. enjoy!

Księżniczka Lia jest pierwszą córką domu Morrighan, królestwa przesiąkniętego tradycją, poczuciem obowiązku i opowieściami o minionym świecie. W dniu swojego ślubu ucieka, uchylając się od obowiązków - pragnie wyjść za mąż z miłości, a nie w celu zapewnienia sojuszu politycznego. Ścigana przez licznych łowców, znajduje schronienie w odległej wsi, gdzie rozpoczyna nowe życie. Gdy do wioski przybywa dwóch przystojnych nieznajomych, w Lii rozbudza się nadzieja. Nie wie, że jeden z nich jest odtrąconym księciem, a drugi to zabójca, który ma za zadanie ją zamordować. Wszędzie czai się podstęp. Lia jest bliska odkrycia niebezpiecznych tajemnic - i jednocześnie odkrywa, że się zakochuje.*



CZEMU TAK, A NIE INACZEJ?
Może więc zacznę od gorzkiej pigułki, aby potem móc bez skrępowania się zachwycać, dobrze? Pierwsze +/- trzysta czy tam czterysta stron (w każdym razie większość książki) „robi” pewien wątek. Pearson prowadzi go z niesamowitą pewnością i bardzo sprawnie kieruje czytelnikiem. Tak, to właśnie ten piekielnie ważny wątek mi zasapoilerowano w jednej z recenzji. Tak więc ja przez zdecydowaną większość książki miałam w zasadzie pewność jak to się skończy (nie książka, a jedynie jeden z ważniejszych – jeśli nie najważniejszy - wątków), tak więc okradziono mnie z efektu wow. A uwierzcie mi, że w normalnej sytuacji nie ma bata, żeby ten efekt nie wystąpił. Idę o zakład, że szczęka wam opadnie, kiedy dojdziecie do tego momentu powieści, serio. Właściwie to to za tę akcję już można pokochać Fałszywy pocałunek. Cóż, ja pokochałam go za masę innych zalet, za to akurat nie bardzo, bo po prostu nie czerpałam w pełnej przyjemności z tej części książki – w głowie miałam spoiler, który nie pozwolił mi na zabawę w kotka i myszkę z autorką. Piekielnie tego żałuję, bo to mogła być miłość od pierwszej strony…




MIŁOŚĆ Z OPUŹNIONYM ZAPŁONEM
…a była miłością od strony czterysetnej xD W momencie, kiedy spoiler przestał mieć znaczenie miałam przed sobą jeszcze ponad sto stron lektury i dosłownie pochłonęłam je duszkiem. Boże, jakie to było dobre! To właśnie stąd mój wniosek, że poprzednie czterysta stron też byłoby dobre. Pearson nie pozwoliła mi na ani chwilę nudy, do samego końca zaskakiwała mnie ze strony na stronę i nie pozwalała na odłożenie książki. Paradoksalnie walczyłam z sobą, bo nie wiedziałam, czy bardziej chcę poznać zakończenie tej historii, czy wolę to przeciągać, aby jak najdłużej móc się zachwycać Fałszywym pocałunkiem. Jednak kiedy dotarłam do końca, byłam bliska dobijania się do wydawnictwa z pytaniami o kolejny tom. Tak się czytelnikowi nie robi. Tak się nie kończy książek. Nununu pani Pearson! Obecnie siedzę jak na szpilkach w oczekiwaniu na kolejny tom. Swoją drogą wiecie może, kiedy można się go spodziewać? Za wszelkie info płacę jak za prezydenta! :D




PŁYNIEMY, MOI DRODZY, PŁYNIEMY ;)
Ale hej, czemu ja już przeszłam do zakończenia? Przecież po drodze dzieje się tyle rzeczy wartych uwagi. Pierwszą z nich jest niesamowita lekkość, z jaką pisze mary E. Pearson. Przez tę książkę się płynie. Pearson umie gibać językiem z takim wyczuciem, że nawet nie zauważycie, kiedy wasz pokój zniknie, a otaczać zaczną was krzewy jeżyn, leśne strumienie, średniowieczne karczmy i zajazdy… moja wyobraźnia dostała konkretnego kopa i miała się czym pożywić. Ta historia jest przesiąknięta subtelnym, naturalnym humorem, barwnymi opisami, dobrymi dialogami… właściwie nie mam się do czego przyczepić, a jedynie mogę pochwalić całokształt.




A DLACZEGO? PO CO? NA CO TO KOMU?
Jedyne co mnie zastanawia, to przeplatające się przez książkę fragmenty tekstów z poprzedniej epoki. O tle historycznym i politycznym jeszcze wam opowiem, ale generalnie wygląda to tak, że czasy, w których dzieje się akcja książki poprzedzała epoka, w której wydarzył się kataklizm, i odciął grubą linią świat „przed” od świata „po” nim. To, co stało się przed ów kataklizmem osnute jest gęstą mgłą tajemnicy i w sumie nie do końca wiadomo jak o było naprawdę, ale z tamtych czasów pozostało kilka książek, i właśnie ich fragmenty oddzielają niektóre rozdziały. I z jednej strony ma to później znaczenie dla fabuły, ogromne znaczenie coś tak czuję, ale jakby… w momencie, kiedy te fragmenty są przytaczane nie mają one większej wartości, a więc ja się pytam: po co? Ale to jest tak malutki drobiazg, że właściwie mogłabym o nim nie wspominać. Ale już wspomniałam. Pobite ary. Rozlane mleko. I takie tam ;).




*miejsce na czysty zachwyt*
Ostatnimi czasy miałam straszny głód na miłostki, a Kasia z niekulturalne.pl (hmm… można ją nazwać niekulturalną Kasią? W sumie nie wiem, ale pasowałoby xD <3) swego czasu zatruwała mi życie tym, jaki to wątek romantyczny w Fałszywym pocałunku jest dobry. Właściwie podchodziłam do tego ciut sceptycznie, no ale z braku laku postanowiłam zaspokoić mój głód w nadziei, że Kaśka ma racje. Miała. O luju, jak nigdy miała! Miłość z tej książki to po prostu majstersztyk! Pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedziałam, czy bardziej ciekawi mnie wątek romantyczny, czy polityczny, czy… właściwie w tej książce ciekawiło mnie wszystko, ale chyba jednak romans mi ją „zrobił”. W dodatku Pearson postanowiła na pożegnanie złamać mi serce. Spokojnie, to akurat żaden spoiler, bo do tej pory nie wybrałam który z panów jest moim faworytem. I znów – pierwszy raz od bardzo dawna podoba mi się trójkąt miłosny w książce. Bo jest dobry. Bo nie jest idiotycznie schematyczny. I przede wszystkim – bo nie wiem czego się po nim spodziewać. Cholera, chcę więcej takich książek. I takich wątków.




…MRRRAU!
…i takich mężczyzn! Święta Petronelo, Pearson wykreowała facetów idealnych. Nie, nie chodzi mi tu o to, że nie mieli wad. Właśnie ze mieli, byli ludzcy, popełniali błędy, mylili się i tak dalej, ale to tylko zwiększało moją sympatię zarówno do Rafe’a, jak i do Kadena. Jak już mówiłam – nie potrafię się zdecydować, który z nich jest lepszy. Obaj mnie kupili. Obu z chęcią bym przygarnęła pod swój dach ;). Obaj są tajemniczy i intrygujący, a to chyba najważniejsze. Obu chcę więcej. Duuuużooo więcej!




O KOBIETACH Z JAJAMI!
Oprócz mężczyzn w książce pojawiają się też i postacie żeńskie. To, co bardzo mi się spodobało, to fakt, że Pearson nie kreuje ich na takie słodkie idiotki, jakieś głupiutkie dziewki, a wręcz przeciwnie – pokazuje siłę kobiet w świecie jakby nie patrzeć zdominowanym przez mężczyzn (umówmy się, że w czasie wojny w czasach podobnych do naszego średniowiecza faceci byli górą). Zacznijmy od Lii, która na początku odrobinę mnie zirytowała infantylnością, ale już chwilę po tym nadrobiła wszystko swoim hartem ducha i tym, jak zachowywała się po ucieczce. Śmiało można powiedzieć, że dziewczyna miała jaja. Nie sposób jej nie polubić, mówię wam. Później przychodzi kolej na przesympatyczną przyjaciółkę księżniczki – Pauline. Ta również jest po prostu do schrupania, i chociaż przejawia odrobinę naiwne podejście w kwestii miłości, to w każdym innym aspekcie spokojnie dorównuje Lii. Są jeszcze dwie panie, obie harde, obie wyposażone w pazury, cięte języki i bystre umysły. Tak więc za kreację postaci Pearson dostaje ode mnie solidną piąteczkę. Zasłużyła.




CZUJESZ  TO? JA TO CZUJĘ
Wiecie co jeszcze jest niesamowite? Świat wykreowany przez Pearson. Z początku miałam w głowie lekki mętlik, bo wrzucono mnie prosto do zamkowej Sali, w której odprawiano jakiś magiczny rytuał tatuowania (znaczy się taką jakby henną, nie trwale) głównej bohaterki, dostałam w japę ogromem dziwnych nazw państw, jakichś społeczności, ludów, nazwisk, zależności itp… ale moje zagubienie w temacie nie trwało długo. Po chwili Pearson jakoś tak płynnie wszystko mi wytłumaczyła i w lot pojęłam prawa rządzące w wykreowanym przez nią uniwersum. Na plus liczę jej to, że już na pierwszy rzut oka widać, że autorka wszystko sobie dokładnie przemyślała. Wybaczcie to określenie, ale tu wszystko trzyma się kupy. Jest dopracowane, dopięte na ostatni guzik. I tyczy się to zarówno sytuacji politycznej (coś pięknego, - tego też chcę więcej, ale to już pewnie wiecie xD), jak i historii państw, w których toczy się akcja powieści. Cóż więcej mogę dodać? To jest po prostu piekielnie dobre, o.



MAGIA, PANIE!
Kończąc  muszę jeszcze wspomnieć o tym, co mnie oczarowało. Jak już wspominałam, w książce pojawiają się fragmenty legend mitów… jak zwał, tak zwał. Szczerze mówiąc ogromnie lubię takie zabiegi, kiedy do książki wplata się takie cudeńka. A jeszcze bardziej lubię, kiedy one ożywają. Dzieje się tak w Córce zjadaczki grzechów, dzieje się tak w GoT, i dzieje się tak w Fałszywym pocałunku. Osobiście czerpałam (i mam nadzieję, że w kolejnych tomach nadal będę czerpać) ogromną frajdę z odkrywania zapomnianych faktów, z odnajdywania ziarenek prawdy w opowieściach przekazywanych z dziada pradziada przez pokolenia. To zawsze jest takie magiczne, mrrrr! I tutaj też jest ta magia starych opowieści. No po prostu miód malina i orzeszki, moi drodzy!



PODSUMOWUJĄC
Tak sobie myślę, że chyba jednak udało mi się nie skrzywdzić tej książki, nie? Musicie wybaczyć mi te zachwyty, ale inaczej nie potrafiłam. Szukałam zgrzytów, szukałam niedociągnięć, ale oprócz tych wierszowanych przerywników jako żywo nie dostrzegam większych wad. Pytanie się, czy polecam wam tę książkę chyba nie ma sensu. Oczywiście, że ją polecam! Bez kitu, to jedna z najlepszych powieści tego typu, jaką czytałam! Jest tu wszystko,  co tygryski lubią najbardziej: jest miłość, są nieziemscy mężczyźni, jest dopracowany świat, jest szczypta magii… lodzio miodzie, panie i panowie, lodzio miodzio!




A wy już mieliście okazję zakochać się w tej historii? Nie? To co, nadrabiacie to szybciorem? :D A jeśli już ją czytaliście, to dajcie mi znać, czy nie mając zaspoilerowanego wątku z początku książki domyśliliście się co tam się wyprawia? Jestem ogromnie tego ciekawa!



Całusy i ten… mikołajki za pasem, także bądźcie grzeczni, bo prezentów nie będzie!
Ula ;*

*źródło opisu: www.inbook.pl

11 komentarzy:

  1. Dobra, przybyłam i już się odzywam xD

    1. Oszołomom, które nie mają na tyle oleju w głowie, by nie zataić którego elementu książki dotyczył plot twist - na pohybel!

    2. Od dwóch dni na blogach podpisuje się "Niekulturalna Kasia", więc trafiłaś w dyche! xD

    3. Ta ksiażka jest zajebiście dobra, tyle mam do powiedzenia. Gdy już MNIE podoba się wątek romantyczny, to naprawdę musi być coś xD

    4. Jedynym minusem jest w ciul niefotogeniczna okładka, bo ni cholery nie idzie jej zdjęcia zrobić xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba rzeczywiście muszę nadrobić i przeczytać tę książkę. Wydaje się być naprawdę ciekawa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ta książka totalnie zawiodła. Wcale mi się nie spodobała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haaaalo, czemu ja trafiam tutaj dopiero teraz?! Bardzo podoba mi się jak piszesz śmieszku ;)
    Jak obie tak z Kasią zachwalacie to teraz aż głupio się nie zabrać... Tym bardziej że ja wybitnie doceniam dobrze rozpisany wątek romantyczny bo robi mi się słabo jak czytam o jakiś związkach z tak zwanej DUPY które są głupie, mdłe i przerysowane do granic możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie wyglądało to trochę inaczej - właśnie najbardziej w tej książce nie podobał mi się wątek romantyczny, ale przynajmniej tyle dobrego, że nikt mi tej książki nie zaspojlerował więc zostałam zaskoczona tym plot twistem autorki. Dla mnie powieść była bardzo zwyczajna, niewyróżniająca się na tle innych młodzieżówek, ale cóż... każdy może mieć inne zdanie ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No dzięki, wiesz :D Przez Ciebie jeszcze bardziej chcę przeczytać tę książkę, bo kurde ona mi się na pewno spodoba! Ale mój portfel w tej chwili leży i kwiczy, bo zakupy na Black Friday, urodziny i święta i no... xd Właśnie, zakupy - przyznaję bez bicia, że totalnie zapomniałam, jak bardzo chciałam przeczytać "Fałszywy pocałunek" :(
    Recenzja jak zawsze świetna ^^

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam, że muszę ją przeczytać, ale teraz ze zwykłego stosu tbr muszę przesunąć tę książkę na stos "przeczytać-bo-ula-się-tak-zachwyca-że-aż-szok" XD

    Pozdrawiam!
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie ta książka pokonała :( już jestem na nią za stara...

    OdpowiedzUsuń
  9. No, brzmi naprawdę nieźle, więc muszę nadrobić koniecznie ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)